Największym zagrożeniem charyzmatyków, a także księży, jest pycha. To znaczy przypisywanie sobie Moich darów i chęć wywyższania się nad innych. Przy wielkich łaskach są też wielkie zagrożenia. Nie znaczy to, że trzeba hamować łaski i gasić ducha. A wręcz odwrotnie: otoczyć troską i opieką grupy Odnowy. Włączyć do Kościoła, by cały stawał się coraz bardziej charyzmatyczny. (Świadectwo 148, Alicja Lenczewska)
To, o czym będzie mowa – już częściowo streszcza powyższy cytat z dzienników duchowych Alicji Lenczewskiej, który postaram się rozwinąć w dalszej części. Jak można się więc domyśleć – będzie o zagrożeniach, które niesie z sobą duchowość charyzmatyczna, ale i o potrzebie Kościoła charyzmatycznego. O potrzebie tego nowego tchnienia Ducha Świętego dla wybudzenia wielu z obojętności religijnej i odrodzenia całego Kościoła. Brakuje mi bowiem pewnego głosu równowagi pomiędzy tymi dwoma skrajnym postawami, jakie często przyjmują przeciwnicy i obrońcy ruchów charyzmatycznych, dlatego też ośmielam się sama taki głos zabrać.
Czym jest ruch charyzmatyczny i od kiedy istnieje w Kościele?
Przyjmuje się, że w Kościele katolickim po Soborze Watykańskim II w latach 70. pojawił się nowy ruch nazywany Ruchem Odnowy w Duchu Świętym, Katolickim Ruchem Charyzmatycznym lub po prostu Odnową. Jednak już od początku XX wieku można było zauważyć charyzmatyczne ożywienie i powstawanie ruchów o podobnym charakterze w kościołach protestanckich.
Na polskiej stronie Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym czytamy: "Ruch charyzmatyczny opiera się na założeniu, że chrześcijanie – podobnie jak w Kościele pierwotnym – są obdarowywani charyzmatami, którymi służą ku zbudowaniu wspólnoty Kościoła (…) Charyzmaty (gr. charisma – dar łaski) – nadnaturalne dary Ducha Świętego, udzielane różnym osobom dla budowania całej wspólnoty. Do charyzmatów zalicza się m.in. tzw. dary epifanijne, czyli nadzwyczajne: dar języków, (…) dar tłumaczenia języków, (…) dar proroctwa, (…) dar rozeznania duchowego, (…) dar uzdrawiania (…). Chrzest w Duchu Świętym, zwany także „wylaniem Ducha Świętego” lub „modlitwą odnowienia darów Ducha Świętego” nawiązuje do biblijnej i historycznej Pięćdziesiątnicy (Dz 2, 1-41). W tym dniu apostołowie otrzymali Ducha Świętego (zostali ochrzczeni w Duchu Świętym), czemu towarzyszyło mówienie językami i przepowiadanie Jezusa z mocą (nawróciło się ok. 3 tys. ludzi). Jest to wydarzenie pozasakramentalne, lecz wypływające z sakramentu chrztu oraz bierzmowania. Polega na ożywieniu darów złożonych przez Boga w człowieku w czasie udzielania sakramentów. Wiąże się ze szczególną interwencją Ducha Świętego w życie człowieka. Dzięki niej człowiek nawiązuje osobową więź z Bogiem, pogłębia się jego świat modlitwy, życie staje się pełne pokoju i radości związanych z bliskim przeżywaniem obecności Boga, pojawia się pragnienie opowiadania innym o swoim przeżywaniu wiary".
Czy to naprawdę pochodzi od Boga?
U bardzo wielu osób obserwujących dzisiaj działalność wspólnot charyzmatycznych, rodzą się jednak różne wątpliwości, które zasadniczo można sprowadzić do jednego: „Czy to pochodzi od Boga, czy jest zwodzeniem szatańskim?” „To” może oznaczać ogólnie cały fenomen ruchów charyzmatycznych, jak i poszczególne zjawiska, zachowania, tendencje, przekonania występujące u ludzi zaangażowanych w te ruchy (tzw. upadki w Duchu Świętym, charyzmaty uzdrawiania, prorokowania, zewnętrzne manifestacje towarzyszące osobom uzdrawianym i inne).
Nie jest często łatwo odpowiedzieć na tak ogólnie postawione pytanie. Trudność wynika z odwiecznej sztuczki szatańskiej polegającej na mieszaniu prawdy i fałszu, aby ostatecznie prawdę zafałszować i ośmieszyć. Może być tak, że coś, co pierwotnie było dobre i pochodziło od Boga, zostanie tak zniekształcone, że Boga nie pozostanie tam już zbyt wiele…
Zagrożenia duchowości charyzmatycznej
W pierwszej kolejności zebrałam listę niektórych tylko niebezpieczeństw, o których najczęściej mówi się w odniesieniu do grup charyzmatycznych, które i ja dostrzegam. Zanim do nich przejdę, muszę zrobić jedną uwagę – opisywane niebezpieczeństwa, jak sama nazwa wskazuje, są tylko niebezpieczeństwami, a nie stanem faktycznym wszystkich grup charyzmatycznych lub osób do nich należących. U jednych może to być już spory problem, u innych nie. Pewne uogólnienia, które się pojawią są jednak koniecznie, aby w ogóle próbować mówić na ten temat. Wiele z tych zagrożeń dotyczy zresztą nie tylko charyzmatyków, ale i każdego, kto się za takiego nie uważa (choć wszyscy przez chrzest i bierzmowanie jesteśmy przecież charyzmatykami).
Nadawanie zbyt dużego znaczenia łaskom nadzwyczajnym
Nadawanie zbyt dużego znaczenia łaskom nadzwyczajnym to jedno z zagrożeń duchowości charyzmatycznej. Może powstać przekonanie, że te szczególne dary, widoczne dla innych, świadczą o mocnej wierze lub szczególnym wybraństwie osoby, która ich doświadczyła lub, że wzrost życia duchowego jest wprost proporcjonalny do ilości otrzymanych charyzmatów, co też może być źródłem pychy. Nierzadko jednak bywa tak, że osoba obdarzona bardzo głębokim życiem duchowym, nie ma nadzwyczajnych darów. Albo na odwrót – ktoś dokonujący spektakularnych uzdrowień, może to czynić mocą, która nie pochodzi od Boga, o czym może nawet sam nie wiedzieć.
Wszelkie charyzmaty i łaski dane są przede wszystkim "ku zbudowaniu wspólnoty Kościoła". Czasem potrzebne są komuś, kogo życie duchowe jest prawie martwe, aby nim wstrząsnąć, obudzić i jako też potwierdzenie dokonującego się uzdrowienia, jak to było w przypadku Ewy, mojej znajomej. Określała ona siebie samą przed nawróceniem jako letnią katoliczkę lub nawet gorzej. Niespodziewanie, w przeciągu jednego tygodnia, przeżyła niezwykle silne doświadczenia Boga, ale i złego ducha – począwszy od stanów porównywalnych do ekstaz aż po dręczenia, czego owocem było potem jej bardzo głębokie nawrócenie. Przyznała mi potem w pokorze (wiem, że było to szczere!), że musiała być naprawdę wielkim grzesznikiem, skoro Pan Bóg musiał się posunąć do tak nadzwyczajnych środków, podczas gdy inni nie potrzebowali tego, aby się nawrócić.
Nie chcę przez to sugerować, aby osoby obdarowane nadzwyczajnymi łaskami, zwłaszcza na początku swojej drogi ku nawróceniu, byłyby „mniej święte” i wymagały większej interwencji Pana Boga. Przeciwnie, myślę, że może to być zapowiedź wielkiej świętości, do jakiej powołuje je Pan Bóg, o ile nie ogarnie nimi duch pychy. Ale najczęściej łaski te udzielane są im dla zbudowania innych, dla dawania świadectwa i posługi oraz oczywiście dla ich własnego wzrostu. Świętość nie rodzi się jednego dnia, lecz jest owocem długotrwałej pracy nad sobą połączonej ze współpracą z łaską i najczęściej cierpienia.
Charyzmaty Ducha Świętego to też nie tylko te nadzwyczajne (tzw. epifanijne), o których najczęściej mówi się w grupach Odnowy, ale zalicza się do nich też dary zwyczajne, czyli siedem darów Ducha Świętego, o które równie mocno powinniśmy się starać: dar mądrości, dar rozumu, dar umiejętności, dar rady, dar męstwa, dar pobożności, dar bojaźni Bożej.
Iluminizm i niebezpieczeństwo złudzeń duchowych
Iluminizm to doktryna uznająca oświecenie przez Boga za najważniejsze źródło poznania. Wiąże się z nim niebezpieczeństwo złudzeń duchowych. I choć zdarza się, że Duch Święty daje komuś w jednej chwili zrozumienie jakiejś prawdy, to jednak zbyt pochopne przyjmowanie natchnień i myśli jako pochodzących od Boga (źródłem może być Duch Święty, zły duch albo własna psychika), nie zachowanie w tym względzie należytej ostrożności, prowadzi do błędów lub nawet zwiedzenia, tym głębszego, im bardziej człowiek staje się bezkrytyczny i szukający w sposób zachłanny takich doznań.
Św. Jan od Krzyża tak pisze na temat złudzeń, które mogą mieć miejsce nawet u kogoś, kto już znacznie postąpił na drodze duchowej:
Jakaś dusza doszła już do czwartego stopnia medytacji i podczas swego skupienia słyszy jakieś słowa wewnętrzne, które od razu uznaje za pochodzące od Boga; przypuszcza, że tak naprawdę jest i powtarza: „Bóg mi to powiedział, Bóg mi odpowiedział w ten sposób”. Tymczasem nie zaszło nic podobnego. Jak już to zaznaczyliśmy, to są dusze, które najczęściej mówią same do siebie. Co więcej, pragnienie tych słów i uczuć, które nurtuje te dusze, wiedzie je do tego, że same sobie udzielają tych odpowiedzi, a wyobrażają sobie, że to sam Bóg odpowiada im i przemawia do ich. W rezultacie popadają w wielkie ekstrawagancje.
To nieuporządkowane pragnienie słów i uczuć, wynikające najczęściej nie z czystej intencji poszukiwania Boga, ale siebie (nie zawsze jest to tak proste do stwierdzenia!) – bardzo szybko wykorzystuje też zły duch. Podszywając się pod anioła światłości, zwodzi człowieka dając fałszywe natchnienia i odczucia, nawet bardzo piękne. Duchowe poznanie pewnych spraw może być nawet zgodne z Bożą prawdą, jednak jego źródłem może być szatan pragnący na przykład wbić człowieka pychę.
Podważanie autorytetu Kościoła i jego pasterzy przez dawania prymatu subiektywnemu doświadczeniu
Subiektywne doświadczenie Boga staje się bardziej cenne i nadrzędne wobec głosu instytucjonalnego Kościoła, który ma prawo do sądu o jego pochodzeniu. "Skoro mam bezpośrednie poznanie Boga, to nie potrzebuję już podporządkowywać się ludzkim autorytetom..." – złym tego owocem takiego myślenia jest bunt wobec hierarchii kościelnej i przypadki odchodzenia całych wspólnot z Kościoła.
Problem posłuszeństwa Kościołowi i wiary w to, że Duch Święty działa w pierwszej kolejności przez jego autorytet nie jest nowy. W biografii i dziennikach duchowych wielu świętych, choćby św. Faustyny Kowalskiej możemy odnaleźć tego przykład, kiedy to Pan Jezus każe nawet bardziej ufać woli i zdaniu kierownika duchowego czy spowiednika, przez którego chce mówić, niż Jego samemu – w rozumieniu prywatnych natchnień, nawet jeśli ostatecznie są one prawdziwe.
Wielu świętych tak bardzo obdarowanych łaskami nadzwyczajnymi, nie tylko nie starało się ich pozyskać, ale wręcz przed nimi uciekało, bojąc się zwiedzenia szatańskiego lub posądzenia o egzaltację. A posłuszeństwo przełożonym i Kościołowi było często papierkiem lakmusowym wiarygodności takich mistyków.
(...) ponieważ charyzmaty, zarówno najznamienitsze, jak i te bardziej pospolite a szerzej rozpowszechnione, są nader sposobne i pożyteczne dla potrzeb Kościoła, przyjmować je należy z dziękczynieniem i ku pociesze. O dary zaś nadzwyczajne nie należy się ubiegać lekkomyślnie ani spodziewać się zarozumiale po nich owoców apostolskiej działalności, sąd o ich autentyczności i o właściwym wprowadzeniu ich w czyn należy do tych, którzy są w Kościele przełożonymi i którzy szczególnie powołani są, by nie gasić Ducha, lecz doświadczać wszystkiego i zachowywać to, co dobre (por. 1 Tes 5,12 i 19- 21). (Lumen Genitum 12, Paweł VI)
Łakomstwo duchowe nastawione na większe pragnienie darów niż Darczyńcy
Kolejną pokusą może być uzależnienie od Bożych pociech, szukanie kolejnego przeżycia duchowego, a nie samego Boga i Jego woli. Z tego też powodu, w późniejszym etapie działania Odnowy, zaczęto częściej używać nazwy "Odnowa w Duchu Świętym" niż "Odnowa Charyzmatyczna", ponieważ coraz mocniej uświadamiano sobie, że dużo ważniejszym niż charyzmaty jest sam ich Dawca.
Wiedz o tym, że jeśli sługa mój kocha Mnie niedoskonale, szuka nie tyle Mnie, ile pociechy, dla której Mnie kocha. (Dialog o Bożej Opatrzności, św. Katarzyna ze Sieny)
Jednym z tego przejawów może być stałe poszukiwanie specjalnych nabożeństw, tzw. Mszy o uzdrowienie, a znużenie zwyczajną Mszą Świętą. Istnieje też niebezpieczeństwo traktowania Boga instrumentalnie, jako "narzędzia" do czynienia cudów, uzdrawiania, spełniania życzeń i pragnień człowieka, chcącego bez wysiłku i pracy nad sobą, pozbyć się swoich problemów.
Fałszywy ekumenizm
Ponieważ uważam, że kwestia ekumenizmu oraz problem protestantyzacji Kościoła katolickiego, który się z tym wiąże, są dziś jednymi z większych problemów związanych z działalnością ruchów charyzmatycznym – poświęcę tym tematom nieco więcej uwagi.
Pojawienie się podobnych doświadczeń duchowych w różnych wspólnotach protestanckich i katolickich, naturalnie tworzy wzajemne powiązania między nimi inspirując do wspólnych spotkań i modlitw. Byłaby to dobra okazja do postaw ekumenicznych, czyli dążenia do jedności naszych braci odłączonych z Kościołem Katolickim (sic!), ponieważ, jak mówią dokumenty Soboru Watykańskiego II:
(...) odłączeni od nas bracia (...) nie cieszą się tą jednością, jakiej Jezus Chrystus chciał użyczyć hojnie tym wszystkim, których odrodził i jako jedno ciało obdarzył nowym życiem, a którą oznajmia Pismo św. i czcigodna Tradycja Kościoła. Pełnię bowiem zbawczych środków osiągnąć można jedynie w katolickim Kościele Chrystusowym, który stanowi powszechną pomoc do zbawienia. Wierzymy mianowicie, że jednemu Kolegium apostolskiemu, któremu przewodzi Piotr, powierzył Pan wszystkie dobra Nowego Przymierza celem utworzenia jednego Ciała Chrystusowego na ziemi, z którym powinni zjednoczyć się całkowicie wszyscy, już w jakiś sposób przynależący do Ludu Bożego. (Dekret o ekumenizmie UNITATIS REDINTEGRATIO 3)
Nie ma więc wątpliwości jak rozumiano ekumenizm w swoim założeniu: jako dążenie do zjednoczenia braci odłączonych z jedynym Kościołem Piotrowym. Oczywiście to dążenie powinno odbywać się w postawie miłości poprzez świadectwo własnego życia i modlitwę, aby w tej atmosferze życzliwości przekazać im całą prawdę nauczania katolickiego.
Dziś sprowadź Mi dusze heretyków i odszczepieńców, i zanurz ich w morzu miłosierdzia Mojego; w gorzkiej męce rozdzierali Mi ciało i serce, to jest Kościół Mój. Kiedy wracają do jedności z Kościołem, goją się rany Moje i tym sposobem ulżą Mi męki (Dzienniczek 1218, św. Faustyna Kowalska).
Znamiennym jest fakt, że kiedy Marta Robin, francuska mistyczka i stygmatyczka, mająca spory wpływ na powstające w jej czasach wspólnoty charyzmatyczne, spotkała się z Gerardem Croissant, protestanckim pastorem (znanym później jako brat Efraim – założyciel Wspólnoty Błogosławieństw), zażądała od niego... przejścia na katolicyzm, co wkrótce się dokonało, mimo jego początkowych oporów.
Niestety dzisiaj te wzajemne kontakty sprzyjają niejednokrotnie czemuś przeciwnemu, a mianowicie rozmyciu wiary katolickiej na rzecz protestanckiej. W imię źle pojętego ekumenizmu, traktującego na równi wszystkie religie chrześcijańskie, dopuszcza się kompromisy grożące w konsekwencji nawet ustępstwami doktrynalnymi. Zaczyna się "niewinnie" – od wynoszenia Najświętszego Sakramentu lub figur Matki Bożej z miejsc wspólnych modlitw katolików i protestantów, żeby tylko "nie urazić" tych ostatnich... Pod płaszczykiem pozornego dobra, jakim ma być odnalezienie porozumienia i jedności, chowa się także różańce.
Staram się jednak wczuć w intencje, jakie przyświecają takim postawom. Jest to zapewne troska o nasze wspólne spotkanie w miłości, więc pozbawione lęku, podejrzliwości i nieufności. Troska o to, aby nie wychodzić do naszych braci z pełną wyższości postawą "zobaczcie, kto tu rozdaje karty!", ale aby szukać płaszczyzny porozumienia. Oczywiście, zgadzam się z tym – trzeba dążyć najpierw do takiej jedności. Ale jak rozumiem, nie powinna ona być celem ostatecznym, ale jakby pierwszym krokiem, podstawą, na której powoli, w atmosferze życzliwości będziemy następnie przybliżać naszych braci do jednego i jedynego Kościoła. To pragnienie ma wynikać z miłości, aby dać im to, co najlepsze, a nie z pysznego poczucia wyższości lub przekonania, które się czasem przypisuje zwolennikom "nawracania protestantów", że poza Kościołem katolickim, który ma pełnię środków zbawienia, na pewno się potępią! Byłaby to oczywista niedorzeczność. Jednak postawa "wy zostańcie tam, a my zostaniemy tutaj i będziemy po prostu wzajemnie się kochać", pośrednio utwierdzająca błądzących w ich fałszywych mniemaniach, nie jest zgodna z duchem ekumenizmu. Ponieważ kochać kogoś, to chcieć dla niego dobra najwyższego, czyli Boga i zbawienia. Wierzymy oczywiście, że nie tylko katolicy mogą być zbawieni, ale skoro wierzymy też w to, że Kościół katolicki najlepiej tę pomoc do zbawienia zapewnia (choć oczywiście nie gwarantuje), to pragnienie tego samego dla innych jest przejawem miłości, a nie "brakiem tolerancji" czy "narzucaniem" swoich racji. Ta wiara, którą można wręcz nazwać pewnością, nie jest pysznieniem się i nie jest tylko naszą własną pewnością, ale jest zbudowana na Chrystusie i Jego Słowie. Dlatego nie wystarczy, że uścisnę serdecznie dłoń mojego brata, że nie będę pielęgnował w sercu nieżyczliwości dla niego i może pójdę z nim na piwo (to już bardzo dużo!) – jeśli nie będę starał się dać mu tego, co najcenniejsze: swojej wiary.
Gdy wierni Kościoła katolickiego czynią to wszystko rozsądnie i wytrwale pod okiem swych pasterzy, wnoszą swój wkład dla dobra sprawiedliwości i prawdy, zgodnej współpracy, ducha braterstwa i zjednoczenia, żeby tą drogą powoli, po przełamaniu przeszkód utrudniających doskonałą więź (communio) kościelną, wszyscy chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedność jednego i jedynego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi, wierzymy że ta jedność trwa nieutracalnie w Kościele katolickim i ufamy, że z dniem każdym wzrasta aż do skończenia wieków. (Dekret o ekumenizmie UNITATIS REDINTEGRATIO 4)
Wracając do Marty Robin i nawróconego pastora – przekonując go do przejścia na katolicyzm, powiedziała – dość enigmatycznie – że teraz "nadszedł czas". Przywołała przy tym historię innego nawrócenia, które miało się dokonać wśród grupy pewnych pastorów. Wtedy nie zgodziła się, aby odmówili z nią różaniec ponieważ, jak dała do zrozumienia, nie nadszedł jeszcze ten właściwy moment. Lecz teraz należało to zrobić, to był obowiązek. Cóż to oznaczało, wie tylko ona...
Więc nawet jeśli ktoś chowa różaniec ponieważ szuka na razie innych dróg porozumienia, to czy ma w ogóle z tyłu głowy taką intencję, że kiedyś ten różaniec będzie chciał wyjąć, aby zaprosić do wspólnego jego odmówienia naszych braci odłączonych, czy też nie bierze tego w ogóle pod uwagę z obawy aby ich "nie spłoszyć"?
Stolica Święta rzeczywiście pochwala tych, którzy w duchu soborowego Dekretu o ekumenizmie podejmują inicjatywy zmierzające do rozwijania miłości wobec braci odłączonych i do przybliżenia ich do Kościoła; ubolewa jednak z tego powodu, że są również tacy, którzy - interpretując na własną rękę dekret soborowy - popierają działalność ekumeniczną, obrażającą jedność wiary i Kościoła oraz propagują niebezpieczny irenizm i indyferentyzm całkowicie obcy duchowi Soboru. (List do przewielebnych biskupów Konferencji Episkopatów o interpretacji dokumentów Soboru Watykańskiego II, A. Kard. Ottaviani, Rzym, 25 lipca 1966 r.)
Również św. Jan Paweł II w encyklice o działalności ekumenicznej przestrzega przed pojednaniem osiągniętym kosztem prawdy i podkreśla, że "kompromis w sprawach wiary sprzeciwia się Bogu, który jest Prawdą" (Ut unum sint 18, Jan Paweł II).
Protestantyzacja Kościoła
I tak, zamiast walczyć o to, aby przyciągnąć na nowo naszych braci odłączonych do Kościoła katolickiego, sami jesteśmy przez nich przyciągani... Duch protestantyzmu przenika dzisiaj do naszych wspólnot i Kościoła, głównie w wydaniu popularnych w Stanach Zjednoczonych tzw. telewizyjnych ewangelizatorów. Bazując na fragmentarycznym traktowaniu Pisma Świętego, głoszą oni, najogólniej mówiąc, tzw. "ewangelię sukcesu". Jej charakterystyczne cechy, oprócz kluczowych różnic doktrynalnych między katolicyzmem a protestantyzmem, dotyczących np. świętych sakramentów i roli Matki Bożej w dziele odkupienia, to:
przekonanie, że wolą Bożą jest zapewnienie wszystkim ludziom już tu na ziemi – zdrowia, dobrobytu i obfitości (słowo klucz), jeśli tylko dostatecznie mocno w to uwierzymy,
marginalizowanie lub wręcz odrzucanie krzyża i cierpienia jako środka naszego uświęcenia,
brak konieczności pokuty za swoje grzechy,
fałszywe miłosierdzie,
posługa uzdrawiania i uwalniania, której przejawy łudząco przypominają manifestacje demoniczne (dziki śmiech, turlanie się po ziemi, drgawki, przykurcze ciała i inne).
Umiłowani, nie wierzcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na świat. (1J 4, 1)
Aby nie być gołosłowną odnośnie twierdzenia o przenikaniu zwodniczych nauk do wnętrza naszego Kościoła i w przekonaniu, że najlepiej przemawiają przykłady – chciałabym podzielić się własnym doświadczeniem. Otóż pewien ksiądz katolicki, którego poznałam, mocno zaangażowany w ewangelizację młodzieży i związany z bardzo znaną wspólnotą charyzmatyczną w Polsce, zaczął organizować w swoim mieście pokazy protestanckiego filmu dokumentalnego "Ojciec światłości" i tym samym promować zawarte w nim błędy – te same, o których wspomniałam wyżej (nie wszystkie filmy protestanckie są złe, jest bardzo wiele dobrych, które można katolikom polecić!).
Nie jest moim celem zgorszenie kogokolwiek, czy potępianie tego księdza, tym bardziej, że nasze kontakty zaczęły się bardzo przyjacielsko, a ja ogólnie byłam pod dużym wrażeniem jego gorliwości duszpasterskiej (i nadal nie chcę mu tego odbierać). Niemniej ubolewam nad tak rażącym brakiem rozeznania u tego kapłana...
Film, o którym mowa jest o tyle niebezpieczny, ponieważ jak prawie całe nauczanie protestanckie – pośród pozytywnych i prawdziwych przesłań (Bóg jest Miłością i chce relacji, Bóg uzdrawia, Bóg nie jest Kimś odległym, ale bliskim), zawiera też sporą domieszkę kłamstwa. A niestety nawet jedna kropla trucizny wpuszczona do szklanki z czystą wodą zatruwa całą wodę. Pozwolę sobie w skrócie omówić niektóre wątki, nie tyle, aby komentować doktrynę protestancką, ale aby uwrażliwić i pokazać na tym przykładzie, w jakim kierunku podąża dzisiaj (świadomie lub nieświadomie) nauczanie niektórych katolickich ewangelizatorów.
Już początek filmu, w którym zdecydowanie negatywnie mówi się o religii, religijności i Kościele powinien włączyć nam czerwoną lampkę: "Kościół niestety używa strachu, aby zmotywować ludzi do robienia tego, co powinni, mówiąc, że jeśli nie będą tego robić to Bóg się z nimi rozprawi (...) Duch religijny pochodzi od diabła, który próbuje zastąpić moc Ducha Świętego, mocą demoniczną lub cielesną (...) Duch religijny chce nas ukarać, przekonać, że kara jest słuszna. Kapłani mieli właśnie ducha religijnego, Faryzeusze z kamieniami w rękach, gotowi by zabić (...) On chce zniszczyć wszystko, co łączy człowieka z Bogiem i zamiast kontaktu z Ojcem, daje człowiekowi zbiór zasad (...) Musimy chronić nasze serca przed religijnością (...) To religia woła, że Bóg jest rozgniewany". A więc Kościół i religijność widziane jako przeszkoda w budowaniu więzi z Bogiem... Także na naszym gruncie istnieje niepokojące zjawisko wchodzenie niektórych wspólnot na drogę chrześcijaństwa bezkościelnego: "Jezus tak, Kościół nie" (to tendencja do uwalniania się od „ducha związania z jakąś religią, kościelnością”, czyli przymusu przynależenia do konkretnego kościoła. „Nie ważne w jakim kościele jesteś, Bóg jest ponad to, jest wszędzie Ten sam, najważniejsza jest Twoja osobista relacja z Nim”). Nie trzeba mówić jakie zamieszanie może wywołać to w sercu młodego człowieka, który dopiero co poznał Boga i pragnie żywej relacji z Nim. Czy nie jest to jawna zachęta do odnalezienie Go poza hierarchicznym Kościołem katolickim, który "daje zbiór zasad" i "niszczy" moją bezpośrednią relację z Nim?
Jednym z bohaterów występujących w filmie jest Todd White, "charyzmatyczny" ewangelizator posługujący na ulicach Los Angeles, który interpretuje ludzkie sny oraz "prorokuje do ludzi na podstawie ich tatuaży" (ewangelizacja tatuażowa?). W pewnym momencie napotyka inną konkurencyjną grupę ewangelizatorów (protestantów konserwatywnych), którzy według niego „blokują” go, ponieważ mówiąc o Bożej sprawiedliwości, która osądzi świat za grzechy – zabijają w nim moc Ducha Świętego (!) "Żaden cudzołożnik, ani dopuszczający się homoseksualizmu, ani złodziej, ani pijak, żaden oszczerca, żaden złodziej nie odziedziczy Królestwa Bożego" (por. 1 Kor 6, 9-10) – nawołują przez megafony. Ludzie ci – określeni jako „ziejący ogniem i siarką” – przyznają, że chodzą też na parady sodomitów, gdzie przemawiają jeszcze bardziej ostro.
– Czy nie wydaje się wam, że kochanie tych ludzi byłoby bardziej efektywne? – pyta w pewnym momencie Todd.
– To jest kochanie ich – odpowiada jeden z mężczyzn trzymający wielki baner.
– Mówienie im, że są grzesznikami?
– Jeśli ich kochasz, powiesz im prawdę. To najlepsze, co możesz zrobić – konkluduje mężczyzna.
Widać tu dwa, zdecydowanie różne podejścia do widzenia Boga – jako miłosiernego lub sprawiedliwego. Film jednoznacznie przeakcentowuje Miłosierdzie Boga, spychając na bok Bożą Sprawiedliwość, czego konsekwencją jest niechęć do wspominania o grzechu, winie i pokucie. Niechęć do jakiegokolwiek wytykania ludziom ich grzechów. Według twórców filmu "Jezus nie prosi nas byśmy mówili ludziom, co robią źle, ale żebyśmy ich kochali". Piękne słowa w swoim założeniu, ale dalej słyszymy: "On nie chce ludzi nawróconych, On chce Oblubienicy", tzn. pragnie relacji. Nie chce ludzi nawróconych? (odsyłam również do sprawdzenia w dobrych źródłach, czym jest miłość oblubieńcza w mistyce chrześcijańskiej, chociażby: Słowo pouczenia 55, Alicja Lenczewska). "Miłość jest osobista, pragnie dotyku, objęcia, serca"– mówi następnie narrator.
Tymczasem istota miłości chrześcijańskiej nie sprowadza się do przytulenia kogoś (na to też jest czas, jeśli trzeba, oczywiście), ani do "poklepywania po plecach" i "pocieszania" grzesznika, utwierdzającego go w przekonaniu, że jest w porządku i nie musi się nawracać, bo Bóg "kocha go takim jaki jest". Miłość to spowodowanie, aby ktoś odszedł od swojego grzechu, jeśli w nim tkwi, żeby mógł się zbawić. Niestety film utwierdza widza w takim właśnie błędnym przekonaniu miłości.
Nie ulegaj złudzeniu, że kochać to być blisko, obdarowywać sobą i rzeczami materialnymi, odciążać w trudzie codziennym i schlebiać. Tak pojmowana miłość przynosi krzywdę, bo okłamuje i ciebie, i innych, i zamyka na bogactwa duchowe, wieczne, jakie Ja mam dla każdego, a które każdy powinien osiągać drogą wyrzeczeń, modlitwy i ofiary w takim trudzie codziennego życia, jakie jest jego udziałem. I w tym trzeba pomagać, bo miłość to pomoc w drodze do zbawienia i do świętości, a nie szukanie zadowolenia w życiu doczesnym. (Słowo pouczenia 83, Alicja Lenczewska)
Miłość to czynienie dobra – przyjemności tylko wówczas, gdy rodzi wyłącznie dobro. Nie troszcz się też o przyjemność duchową – swoją czy innych, lecz o dobro. Zabieganie o przyjemności duchowe rodzi zło. (Słowo pouczenia 345, Alicja Lenczewska)
Innym przykładem tak fałszywie pojętej miłości są przewrotnie zinterpretowane słowa z Pisma Świętego: "Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (por. J 20, 23). Kościół katolicki widzi tu odwołanie do sakramentu pojednania. Do władzy, jaką mieli Apostołowie, a dzisiaj kapłani, odpuszczania grzechów. Według twórców filmu "odpuścić komuś grzechy" to po prostu "nie mówić o nich, nie wypominać, nie oskarżać", czyli powiedzielibyśmy "przymknąć oko". Pada przykład pięciu dużych amerykańskich miast (o których wiadomo, że dzieją się w nich złe rzeczy – zbrodnie, handel narkotykami, prostytucja), które to miasta najbardziej ucierpiały w ostatnich latach wskutek klęsk żywiołowych, katastrof, kryzysu gospodarczego i terroryzmu. Hipoteza jaka pada jest następująca: klęski te miały miejsce niekoniecznie dlatego, że Bóg chciał ukarać te miasta, ale dlatego, że – skoro przekazał On Kościołowi władzę odpuszczania lub zatrzymywania grzechów – Kościół nie chce im tych grzechów odpuścić (czyli przestać wypominać). "Co jeśli te katastrofy mają miejsce, bo Kościół nie przestaje oskarżać miasta San Francisco?" – pyta Bill Johnson, pastor kościoła Bethel Church. Nie trzeba chyba przypominać, że grzechy zostają odpuszczone jedynie tym, którzy swój grzech uznają i proszą o wybaczenie, a nie tym, którzy tkwią w nim i nie chcą się nawrócić.
Nie są to wszystkie kontrowersyjne wątki poruszone w filmie. Inne pokazują na przykład krzykliwych i nachalnych "uzdrowicieli" ulicznych, przywracających zdrowie wszystkim napotkanym osobom ze 100% skutecznością. Wszystko "w imię Jezusa", który jest im zawsze posłuszny i przychodzi na każde żądanie cudu. Nie chcę ograniczać Pana Boga w niczym, ale... Pomijając kwestię rozeznania, jakim duchem posługują ci "uzdrowiciele" – dając ludziom do zrozumienia, że Bóg uzdrawiając ich ciało okazał im właśnie największą miłość – odwracają uwagę od potrzeby uzdrowienia ducha i kolejny raz wypaczają sens prawdziwej miłości Boga do człowieka. Pragnienie zdrowia fizycznego nie jest czymś złym, jeśli nie staje się ono bożkiem i próbą "manipulacji" Bogiem. Zdrowie nie zawsze jest łaską i największym dobrem dla człowieka, zwłaszcza jeśli nie idzie za tym uzdrowienie wewnętrzne.
Reakcją księdza propagującego ten film wśród katolickiej młodzieży, któremu wyłożyłam to wszystko i więcej (mimo wszystko nie w napastliwym tonie pouczeń, ale wątpliwości) – było zdecydowane zerwanie kontaktu ze mną.
Czy Odnowa jest potrzebna Kościołowi?
Czy mimo tych wszystkich zagrożeń, ruch charyzmatyczny jest potrzebny Kościołowi? Zobaczmy, co mówią autorytety kościelne.
Papież Paweł VI w wielu swoich wypowiedziach wyrażał poparcie dla Odnowy charyzmatycznej, określając ją jako "szansę dla Kościoła i świata" i polecił "poświęcić się trosce o pełną integrację ruchu charyzmatycznego z Kościołem". Nie znaczy to, że papież ten nie dostrzegał zagrożeń. W 1969 roku, w dwa lata po powstaniu katolickiej Odnowy w Stanach Zjednoczonych przestrzegał przed tymi, którzy twierdząc, że działają pod impulsem Ducha Świętego, głoszą rzeczy ryzykowne, a czasem wręcz niedopuszczalne. Według niego, postępują oni tak, aby uwolnić się spod magisterium Kościoła, który mimo wszystko korzysta jednak z opieki Ducha Świętego i do niego należy weryfikacja charyzmatów, których Duch Święty udziela.
Także Jan Paweł II był przychylny Odnowie. Z okazji 30 rocznicy obecności Ruchu Charyzmatycznego we Włoszech powiedział, że "Odnowa w Duchu Świętym może być uważana za szczególny dar Ducha Świętego dla Kościoła w naszych czasach". Podkreślił, że jest to ruch, w którym "doświadcza się żywego spotkania z Jezusem, wierności Bogu w modlitwie osobistej i wspólnotowej, ufnego wsłuchiwania się w Jego słowo, odkrywania na nowo, w żywy sposób sakramentów, lecz również odwagi pośród prób i nadziei w ucisku". W Liście Apostolskim „Tertio Millennio Adveniente” na przygotowanie jubileuszu roku 2000 napisał: "Także w naszej epoce Duch Święty jest głównym sprawcą nowej ewangelizacji. Ważnym celem będzie zatem ponowne odkrycie Ducha jako Tego, który w toku dziejów buduje królestwo Boże i przygotowuje jego ostateczne objawienie w Jezusie Chrystusie (...)"
Natomiast Joseph Ratzinger w swojej książce Nowe porywy Ducha. Ruchy odnowy w Kościele, wydanej zanim został papieżem – wypowiada się tak: "Przekonałem się, że w momencie trudnym dla Kościoła, kiedy mówiło się o 'zimie Kościoła', Duch Święty przygotowywał nową wiosnę, a w sercach młodych budziła się radość z faktu bycia chrześcijanami, doświadczenie żywej wiary, radość z przynależności do katolicyzmu, z życia w Kościele, który jest żywym Ciałem Chrystusa i pielgrzymującym ludem Bożym".
W wielu podobnych wypowiedziach na temat Odnowy, często powtarzają się takie słowa jak: "szansa", "odkryć na nowo", "bliska relacja z Jezusem", " żywa wiara", "radość", "młodość". I rzeczywiście, dla bardzo wielu młodych i nie tylko młodych ludzi, którzy już dawno stracili "smak" wiary, Odnowa jest szansą na odkrycie tego smaku na nowo. Gdyby nie doświadczenie spotkania żywego Boga we wspólnocie charyzmatycznej, wielu z nich pewnie już dawno zatrzasnęłoby za sobą drzwi z napisem "Kościół".
Także dla Alicji Lenczewskiej, pierwszą wspólnotą, w której zaczęło się jej nawrócenie i gdzie – jak wspomina w liście do przyjaciółki, s. Teresy Łozowskiej – "Pan zrodził ją do nowego życia z Nim", była wspólnota Odnowy w Duchu Świętym. Dalej w liście pisze:
Duch Święty porusza serca ludzi i rozpala ogień, którego pragnął Jezus, chodząc jako człowiek po ziemi. Ta ogromna ilość różnych wspólnot wśród świeckich poszukujących nowego życia w Bogu jest znakiem czasu. Podobnie jak znakiem czasu jest też coraz wyraźniejsza działalność, i coraz bardziej natarczywa, ludzi zaprzedanych szatanowi.
Szczególnie duchowość i formy działania wspólnot Odnowy w Duchu Świętym mają dar wyrywania ludzi z pęt współczesnej cywilizacji materializmu, użycia i seksu. Te formy, jak mówią niektórzy: „zbyt emocjonalne”– są konieczne, by Pan ze Swą Miłością i Prawdą mógł przebić się przez skorupę zdeprawowania i obojętności religijnej wielu ludzi, zwłaszcza młodych. Myślę, że Odnowa jest szczególną łaską daną ludzkości na obecne czasy jako szansa ratunku, zanim przyjdzie Pan żniwa, by oddzielić pszenicę od chwastu.
Ważne słowa powiedział do Alicji także sam Pan Jezus o tym, że ruch charyzmatyczny zrodził się z Jego woli:
Wzbudziłem ruch charyzmatyczny i wylałem Mego Ducha nawet na najmniejsze Moje dzieci, aby przełamać skorupę form i schematów i wydobyć żywe serce miłości. (Świadectwo 825, Alicja Lenczewska)
Głównym celem powstania ruchów charyzmatycznych wydaje się więc wydobycie serc ludzi ze skorupy obojętności, rozbudzenie żywej wiary i przygotowanie do wejścia w głębszą relację z Bogiem. Ale jeśli spojrzeć na to szerzej, to odbywa się to nie tylko w wymiarze pojedynczego człowieka i jego osobistej drogi, ale i całego Kościoła, którego Duch Święty prowadzi do odnowy, o czym też wielokrotnie mówił do Alicji Pan Jezus. Miałoby się to ostatecznie dokonać po czasie wielkich prześladowań i ukrzyżowaniu Kościoła, który jednak zmartwychwstanie w Duchu Świętym.
Chrześcijanie i Kościół muszą być ukrzyżowani, aby dopełniła się Ofiara Moja i aby nastąpiło zmartwychwstanie ludzkości w Duchu Świętym. Będę umierał powtórnie w ludzie Moim, aby Duch Święty odrodził ludzkość. (Słowo pouczenia 420, Alicja Lenczewska)
Mów, że nadchodzi nowa epoka, w której Duch Święty bezpośrednio będzie kierował sercami dzieci Moich, a Maryja będzie im opieką i czuwaniem w wielkiej bliskości serc. Nie lękaj się, bo tobie oznajmiłem rzeczy przyszłe i odkryłem Mój zamysł uzdrowienia Kościoła Mojego. Dotychczasowe drogi rozwoju duchowego i kultu dobre były na lata, które już się kończą. Drogi i kult określone przez ludzi posłusznych Mojej woli dostosowane były do czasu stabilizacji, do czasu pokoju i normalnego życia ludu Mojego. Zaskorupiały one w swych schematach i stały się tylko formą pokrywającą ogromną pustkę i zdradę Boga Swojego. I są, jak za czasów Syna Mojego, pobielanym grobem wiary i życia z Ojcem na co dzień. Zbliża się chwila zburzenia skorupy osłaniającej żywe serca Moich dzieci. Serc pragnę, żywych, żarliwych, pulsujących miłością i oddaniem Ojcu, który jest Miłością i Życiem. Dlatego przygotowuję do żywej wiary Moje dzieci. Dlatego uczę, jak żyć ze Mną w każdej chwili i wszędzie. Świat jest Mój, choć zbezczeszczony przez szatana pychy i próżności. Pragnę świętości życia w świecie w zespoleniu z wolą i miłością Moją (Świadectwo 903, Alicja Lenczewska).
Wypłyń na głębię
Kardynał Leo Joseph Suenens, który odegrał dużą rolę podczas obrad Soboru w 1963 r., na nowo odkrywając i definiując pojęcie charyzmatu, i który osobiście przekonał papież Pawła VI do ruchu charyzmatycznego i z jego woli „towarzyszył” później Odnowie – określił ten ruch między innymi mianem "łaski nawrócenia i głębokiej przemiany". "Nawrócenie w najgłębszym znaczeniu tego słowa. W pewnym sensie my wszyscy jesteśmy chrześcijanami jeszcze nie całkowicie nawróconymi" - powiedział kardynał Suenens.
I choć rzeczywiście jest tak, że nawracamy się całe życie i nigdy nie powinniśmy powiedzieć, że jesteśmy już dość nawróceni, to nasza droga ku dojrzałej wierze prowadzi przez różne etapy (także wspólnoty, jak było w życiu Alicji Lenczewskiej). Zatrzymywanie się na niej jest cofaniem się. Jednym z etapów, najczęściej właśnie pierwszym, może być wspólnota charyzmatyczna. Gwałtowne doświadczenie Bożej miłości lub spektakularny znak bywa tym zapalnikiem, który rozpala ogień żywej wiary i przyprowadza nas z powrotem do Boga. W dalszej drodze powinno się jednak znaleźć miejsce na wyciszenie, oczyszczenie w rozumieniu klasyków duchowości chrześcijańskiej, naśladowanie Chrystusa w przyjęciu krzyża.
Nie znaczy to, że to wszystko, co jest tak charakterystyczne dla duchowości charyzmatycznej, jak emocjonalne śpiewy, radosne i głośne chwalenie Boga z podnoszeniem rąk do góry... – w pewnym momencie trzeba już na zawsze odstawić. Niekiedy może przyjdzie jeszcze pragnienie, by w ten sposób "orzeźwić" ducha. Chodzi jednak o to, aby nie zatrzymywać się na tym "duchowym mleku", Bożych "cukierkach" i pociechach, które, choć potrzebne na pewnym etapie, powinny prowadzić ku głębi zjednoczenia z Bogiem. Ku miłości, która nie jest już tylko przyjemnym uczuciem szczęścia, jakiego doznajemy w kontakcie z Bogiem, ale świadomą decyzją trwania przy Nim, także pod krzyżem, będąc pozbawionym wszelkiej radości i pociechy płynącej z tego.
Każdy, który pije [tylko] mleko, nieświadom jest nauki sprawiedliwości ponieważ jest niemowlęciem. Przeciwnie, stały pokarm jest właściwy dla dorosłych, którzy przez ćwiczenie mają władze umysłu udoskonalone do rozróżniania dobra i zła. (Hbr 5, 13-14)
Rozumiała to Alicja Lenczewska, która po pierwszym okresie zachwytu, olśnienia w momencie tak silnego nawrócenia, przechodzi od przeżyć zewnętrznych, jak spotkania, śpiewy, rekolekcje, pielgrzymki ku bardziej wewnętrznemu skupieniu, samotności i modlitwie. Staje się człowiekiem głębokiej kontemplacji i wyciszenia. Tym samym rezygnuje ze spotkań we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym, o czym pisze w liście do s. Teresy Łozowskiej:
Dziękuję Ci za zaproszenie na rekolekcje Odnowy, ale ja już do Odnowy w sposób czynny nie mogę wrócić. Byłoby to odejściem od tego, w co teraz Pan mnie wprowadził, to znaczy w ogołocenie z wszelkich emocji płynących z modlitwy i czynów wśród ludzi. Moje przebywanie w Panu teraz jest ciche, milczące, jak gdybym nadsłuchiwała i wyczuwała najdelikatniejsze poruszenia Jego Serca krzyżowanego przez tak wielu. Z Nim płaczę i z Nim błagam Ojca o miłosierdzie dla mnie i dla wszystkich, których Pan mi pokazuje i z którymi stykam się w zwyczajnej, szarej codzienności. Pan dał mi zrozumienie, że pragnie, abym ciągle nadsłuchiwała i rozpoznawała Jego wolę, przyjmowała Ją i pragnęła zupełnie odejść od własnych pragnień i planów, od wszelkich przywiązań, także do własnych racji czy upodobań, by coraz mocniej przepraszać, wybaczać, współczuć i prosić w imieniu innych i swoim. By miłować i cierpieć jak On – Jezus mój Pan i Oblubieniec.
Ostatnią wspólnotą Alicji, w której złożyła śluby wieczyste, była Rodzina Serca Miłości Ukrzyżowanej. Głównym jej charyzmatem jest dążenie do świętości w zwyczajnym, codziennym życiu, na drodze całkowitego oddania się z miłości Bogu na ofiarę zadośćuczynienia za świat i jako uległe narzędzie w Jego rękach, ze świadomością, że miłość ta będzie ukrzyżowana.
– Ból mi sprawiają te wesołe piosenki z klaskaniem o Twojej Ofierze na Golgocie.
† Oni nie odczuwają tego, co tam się działo. Cieszą się tylko, że ich odkupiłem (...) Tak najczęściej wygląda wiara i okazywanie jej przez ludzi. Jest to coś innego niż rzeczywiste uczestniczenie w Moim ziemskim życiu i rozumienie go. Nie miej im tego za złe. Różne są powody, że ich wiara jest taka (Świadectwo 236, Alicja Lenczewska).
Maryja – pierwsza Charyzmatyczka Kościoła
Gdzie Duch Święty – tam i Maryja, nazywana w Tradycji Kościoła Oblubienicą Ducha Świętego. Dlatego nie może być mowy o prawdziwym ruchu charyzmatycznym bez Matki Bożej. To Ona jest pierwszą Charyzmatyczką Kościoła. Tytułem tym posługuje się w swojej syntezie mariologii wspomniany kard. Suenens (Kim Ona jest? Synteza mariologii, L.J. Suenens), a także później Jan Paweł II. W ostatnim czasie przypomniał nam też o tym bardzo wyraźnie ks. Piotr Glas podczas Maryjnego Forum Charyzmatycznego w Szczecinie.
Z kolei ks. Włodzimierz Wołyniec w swoim artykule Maryja, pierwsza Charyzmatyczka w Kościele (Salvatoris Mater 10/3, 112-126, 2008) odpiera zarzuty, jakie protestanccy teologowie zarzucają katolikom odnośnie przypisywania Maryi funkcji, która przynależy tylko Duchowi Świętemu. "Tytuł ten wskazuje bowiem, że Maryja jest obdarzona duchowymi darami przez Ducha Świętego i w żaden sposób nie zastępuje ani nie zajmuje roli Ducha Świętego czy też Jego Boskiego działania w Kościele" – pisze.
Maryja jest Tą, która obecnie przygotowuje Kościół na to bliskie zjednoczenie z Duchem Świętym, z którym sama jest zjednoczona jak nikt inny wśród stworzeń. Ona "jak Matka trzyma Kościół do chrztu Ducha" – przypomina ks. Glas w swojej konferencji. Ona też kształtuje apostołów czasów ostatecznych i, jak o tym mówi św. Ludwik Maria Grignion de Montfort w Traktacie... – "swoją armię niewolników i swoje dzieci, prawdziwych uczniów Jezusa Chrystusa, idących "śladami Jego ubóstwa, pokory, wzgardy dla świata, miłości bliźniego" jak "ogień gorejący" i rozpalający wszędzie "żar miłości Bożej". To między Maryją a szatanem rozegra się ostateczna walka (por.Rdz 3,15) i tak jak przez Nią Chrystus przyszedł po raz pierwszy na świat, tak przez Nią przyjdzie po raz drugi, choć w inny sposób. Dlatego Duch Święty tak Ją nam daje dzisiaj poznać, dlatego Maryja powiedziała w Fatimie, że Bóg chce aby była "bardziej znana i miłowana", dlatego w ostatnich wiekach takie nasilenie objawień Maryjnych...
Natomiast przy drugim przyjściu Jezusa Chrystusa Maryja musi być znana i przez Ducha Świętego objawiona, by przez Nią Chrystusa poznano, kochano i Mu służono, albowiem powody, dla których Duch Święty ukrył swoją Oblubienicę za Jej życia ziemskiego, dając w Ewangelii tak szczupłe o Niej objawienie, już istnieć nie będą. (Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, św. Ludwik Maria Grignion de Montfort)
Jak można więc mówić o Odnowie w Duchu Świętym, pomijając Jego Oblubienicę? Maria Simma, austriacka mistyczka, znana ze swych kontaktów z duszami czyśćcowymi, tak wypowiada się o Maryi i Jej roli w tym ruchu:
Coś co może służyć jako przykład bardzo dobrej inicjatywy, która wyszła od Soboru, a stała się zbyt nowoczesna, to Odnowa Charyzmatyczna. Była czymś bardzo dobrym w swoich wczesnych latach, ale jeszcze raz powtórzę: bez Matki Bożej nie można mówić o żadnej odnowie! Dziś ruch jest bardzo podzielony i będzie mógł się zjednoczyć tylko wtedy, gdy wszyscy jego liderzy zaproszą Matkę Najświętszą do wszystkich swoich inicjatyw. Nie można zapomnieć nawet na minutę, że Matka Boska była obecna w tym pokoju na poddaszu, gdy zstąpił Duch Święty! To modernizacja Odnowy pozwoliła szatanowi podzielić tak skutecznie ten ruch. Ci, którzy są zaangażowani w Odnowę powinni mniej mówić i mieć w sobie o wiele więcej pokory i modlitwy. Wrażenia i wiara nie łączą się (Uwolnijcie nas stąd! O duszach czyśćcowych z Marią Simmą rozmawia Nicky Eltz).
Na koniec...
"Na koniec moje Niepokalane Serce zatryumfuje!" – obiecuje Maryja w Fatimie. Czy odnosi się to do tego odrodzonego, zmartwychwstałego Kościoła w Duchu Świętym? Czy cała idea Odnowy charyzmatycznej jest częścią większego planu Bożego przygotowania Kościoła na ten czas? Jeśli tak, to w takim razie – jak polecał Pan Jezus Alicji – trzeba "otoczyć troską i opieką grupy Odnowy. Włączyć do Kościoła, by cały stawał się coraz bardziej charyzmatyczny". Troska ta, jak sądzę, polegać by też miała (a może przede wszystkim) na rozważnej weryfikacji kierunków, jakie obierają dzisiaj wspólnoty charyzmatyczne i cała Odnowa, aby były zgodne z tym duchem, jaki u jej podstaw wyznaczył jej Kościół katolicki. Opisane wyżej zagrożenia i niebezpieczne tendencje, które obserwujemy – świadczą o pilnej tego potrzebie.
Jednak wielu osobom, które dostrzegają dzisiaj te problemy i wyrażają je na głos – przypina się łatki "widzącego wszędzie zagrożenia" anty-charyzmatyka. Nie wszyscy nimi są i nie wszyscy wkładają charyzmatyków do jednego worka. Trzeba to umieć rozróżnić. Jak i trzeba umieć rozróżnić (starać się o tę łaskę) najpierw zdrowy ruch charyzmatyczny od tego, który jest wilkiem w owczej skórze, aby z jednej strony nie wylać dziecka z kąpielą, a z drugiej strony, aby nie dać się zwieść fałszywym prorokom, przed którymi Pan Jezus ostrzegał.
Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła. (1 Tes 5, 19-22)
Ale "nie wylać dziecka z kąpielą" ma jeszcze jedno znaczenie, niż całkowita negacja ruchu charyzmatycznego. To też przestroga, aby będąc uczestnikiem lub obserwatorem tej "charyzmatycznej wojenki" i w walce o prawdę zbijając kolejne argumenty przeciwnika, nie zabić w sobie tego co najważniejsze, czyli Miłości. Powiedzenie prawdy, to jeszcze za mało. Powiedzenie jej w miłości ma dopiero siłę i błogosławieństwo Boże, aby zmienić rzeczywistość.