top of page

Jak kochać miłością czystą i nadprzyrodzoną?


Tutaj chodzi o nieczystość bardzo szeroko pojętą. Nieczystość, w której nie ma czystego aktu wiary i czystego, bezinteresownego przyjęcia drugiego człowieka. Najbliższa relacja z człowiekiem, i z dzieckiem, i z mężem, musi mieć w centrum Pana Boga, bo w przeciwnym razie nie będzie daru przyjęcia i nie będzie daru z siebie, tylko postawa użycia i wykorzystania.

Fot. VICONA / CC-ND 4.0


Człowiek jako dar

Czystość jest wybieraniem Królestwa Bożego nieustannie poszukiwanego we wszystkim, co człowieka otacza, zwłaszcza w napotkanym człowieku, szukaniem w nim oblicza jedynego Boga. Kto nie patrzy na człowieka z punktu widzenia wiary, to albo tego człowieka pożąda, by go użyć i wykorzystać, albo nim gardzi. Pogarda jest bardzo bliska zabójstwu i nienawiści. Natomiast spojrzenie na człowieka z punktu widzenia Pana Boga oznacza uszanowanie, przyjęcie, obdarowanie i nie ma wtedy zranień.

Czysty dar z siebie jest wtedy, gdy nic nie pragniesz dla siebie: żadnej satysfakcji, żadnej zapłaty, żadnej wdzięczności, żadnych uczuć. Tylko wtedy możesz czynić prawdziwe dobro, bo tylko wtedy nie rodzi się w twym sercu to, co niszczy ciebie samą, a pośrednio i innych: to jest żal, rozczarowanie, niechęć. A może nawet osądzanie prowadzące do potępiania innych (Słowo pouczenia 227, Alicja Lenczewska).

Spotykasz drugiego człowieka i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że to już oznacza wybór. Możesz patrzeć na niego tylko po ludzku, ocenić, czy jest to ktoś miły, bardziej czy mniej inteligentny, przystojny, czy niezbyt atrakcyjny – po prostu jakiś człowiek. Ale wiele by się zmieniło, gdybyś pomyślał, że to spotkanie jest darem dla ciebie, bo przeniknięte jest obecnością Pana Boga. Pan Bóg chce ciebie pociągnąć do Swego Królestwa, udzielając łaski patrzenia na tego człowieka w sposób nadprzyrodzony, czyli przeniknięty wiarą w Obecność. Obecność z wielkiej litery, jako inne imię Boga. Ta Obecność, kontakt z drugą osobą wymaga czystości intencji. Na człowieku nie robi się interesu. To o wiele więcej niż wierność szóstemu przykazaniu: nie cudzołóż. To tak jakbyś znajdował się w obecności twojego Boga, któremu masz służyć. Tak podchodzą siostry Matki Teresy z Kalkuty do Chrystusa ukrytego w człowieku poranionym, nieatrakcyjnym czy wręcz odrażającym. Ale także w tych, którzy na pozór wydają się zdrowi i zewnętrznie nie zaliczają się do ubogich tego świata, starają się widzieć swego Umiłowanego, który gdzieś w głębi tego człowieka woła do swojej oblubienicy: ratuj Mnie, bo jestem udręczony w tym sercu, które żyje i myśli na sposób wyłącznie ludzki.

Widzisz, ile okazji straciłaś, aby pozwolić Mi spotykać się z ludźmi. A jednocześnie w każdym przychodzącym człowieku Ja jestem. W każdym spotykanym człowieku jestem. W każdym! (Świadectwo 829, Alicja Lenczewska).

Patrzeć na drugiego w sposób nadprzyrodzony

Myślenie ludzkie jest naturalistyczne, a naturalizm to za mało jak na człowieka wiary. Naturalizm jest rzeczywistością poza Bogiem. Patrzenie nadprzyrodzone, czystość intencji w relacjach z ludźmi postawionymi na drodze jest rzeczą niełatwą. Na ogół na tych, których napotykamy, człowiek patrzy po ludzku. Jest to niebezpieczne, zwłaszcza gdy jest się blisko kogoś, kto podobnie jak ty chce żyć dla Boga, służyć Mu. Jeśli jest to osoba płci odmiennej, relacja nadprzyrodzona bardzo łatwo może przejść w relację naturalną. Kiedy więc między dwiema osobami wytworzy się pewna bliskość, łatwo zagubić nadprzyrodzoność kontaktu i w ten sposób zagubić się, nie dostrzegając Boga, który jest tu ukryty w duszy drugiego człowieka. Wtedy ginie szacunek, dystans, bezpieczeństwo. To, co powinno bardziej zbliżać do Boga, w rezultacie oddala albo może oddalać. Niejednokrotnie niby rozmawia się z osobą płci odmiennej o tym, co dotyczy służenia jedynemu Bogu, ale nie zachowuje się tej wskazanej, wręcz koniecznej czystości, jaka była na przykład między św. Franciszkiem i św. Klarą. Czystości, która rodziła się z pełnego szacunku wobec Boskiego Oblubieńca ukrytego w sercu drugiego człowieka. Dar obecności Boga w ludzkim sercu domaga się szacunku. On przebywa w twoim sercu i w sercu drugiego człowieka. Tam w drugim sercu też może się rozgrywać dramat przywiązań.

Ludzi można krzywdzić, przywiązując ich do siebie, bo w ten sposób się zniewala i odgradza ode Mnie, często nawet wtedy, gdy wydawało ci się, że robisz to dla Mnie. Wszelkie nadmierne przywiązanie jest jednocześnie zniewoleniem i odgrodzeniem ode Mnie. A wszelki podziw dla drugiego człowieka jest okradaniem podziwu, który należy się Bogu (Świadectwo 609, Alicja Lenczewska)

Ostatecznie to z Chrystusem się spotykasz, z Nim obcujesz, z Nim jesteś. A dopiero na drugim miejscu spotykasz się z człowiekiem jako człowiekiem.

Każdy człowiek, jakiego spotykasz, przysłany jest przeze Mnie i potrzebne jest mu spotkanie ze Mną w tobie, a nie z tobą samą. Wiedz o tym i pamiętaj (Świadectwo 829, Alicja Lenczewska).

Nadprzyrodzona relacja z drugim człowiekiem niesie ze sobą niezwykłe wyzwanie ze strony Boga. Ma popychać do komunii z Chrystusem, a faktycznie różnie bywa. Czasami to, co w myśli Bożej miało być darem kierującym ku coraz głębszemu otwieraniu się na panowanie Jezusa w sercu, w rzeczywistości prowadzi na manowce i może tworzyć całe obszary iluzji. Kto nie upadnie? Tylko ten, kto jest pokorny i co dzień tę pokorę z siebie wydrapuje wręcz, na dnie swego człowieczeństwa, uniżając się przed Bogiem. Diabeł ma czas... On też ma wieczność. Poczeka. W sposób niewidzialny dla was tak wam przemieni w waszych umysłach i wrażliwościach, że upadniecie nagle i niespodziewanie. Każde dzieło budowane bez pokory, poza pokorą, to jest próżny, daremny trud. A później będą bezsilne złorzeczenia. Niech nikt nie ufa sobie. Jak upadniesz, to wtedy zrozumiesz upadek pierwszych aniołów. Jak oni mogli upaść? A jak mógł upaść ten i ten? A mogli. Można najpobożniej zaczynać różne sprawy, ale jak nie będzie tam pokory i starania się o nią, ruina przyjdzie, to jest gwarantowane. Diabeł tak znieczuli, tak uśpi, tak wprowadzi rywalizację kontrolowaną, że ludzie się zsuwają w moralny dół, nie widząc tego.

W grzechach nieczystych jest jak z równią pochyłą. Na równi pochyłej, kto się zaczął zsuwać, będzie się zsuwać do dna. Grzechy nieczyste są podobne do ognia. Nikt nie walczy z ogniem. Od ognia się ucieka. Od grzechów nieczystych też. Tutaj chodzi o nieczystość bardzo szeroko pojętą. Nieczystość, w której nie ma czystego aktu wiary i czystego, bezinteresownego przyjęcia drugiego człowieka. A sprawa jest poważna, bo w funkcjonowanie tego świata pozorów wprzęgnięte są mechanizmy obronne, nieświadome i dlatego bardzo niebezpieczne. Pozory mogą być wzniosłe – chodzi o wyższe cele: służenie jedynemu Panu, a jednak tak trudno zachować ową nieskazitelność kontaktu z Chrystusem ukrytym w drugim człowieku, zwłaszcza płci odmiennej, który tak jak każdy uczciwy pragnie służyć Panu Bogu i pełnić Jego wolę. Ludzie są słabi, nieświadomi, naiwnie ufający. Naiwni, naiwni… Naiwny to taki, który Panu Bogu się nie zawierzy, ale drugiemu człowiekowi to tak. Jak go ten drugi wykorzysta, to będzie spłacał długi za niego do śmierci.

Bóg pragnie wyłączności serca

Nadużycia mogą być na pozór niewielkie, niewinne, ale czy nie są zdradą Chrystusa, który ma być jedynym Panem, jedynym Oblubieńcem, który domaga się dla Siebie wyłączności serca? Niby jest to pod płaszczem Chrystusa, ale pojawia się pewna forma niewierności. Opieranie się na człowieku jako człowieku, a nie na Chrystusie w tym człowieku. Szukanie ciepła nie ze strony Chrystusa, ale ze strony człowieka.

Nie szukaj pomocy u ludzi, ale przyjmuj z miłością i wdzięcznym sercem, gdy Ja przez ludzi będę ci ją dawał. Szukaj pomocy zawsze tylko u Mnie i ufnie oczekuj, przyjmując to, co jest ci dane. Oczy zwracaj ku Niebu, aby żyć w Miłości na ziemi (Słowo Pouczenia 234, Alicja Lenczewska).

Takie przypadki mogą się pojawić i mogą wręcz zniszczyć w człowieku powołanie do życia Ewangelią. Najbliższa relacja z człowiekiem, i z dzieckiem, i z mężem, musi mieć w centrum Pana Boga, bo w przeciwnym razie nie będzie daru przyjęcia i nie będzie daru z siebie, tylko postawa użycia i wykorzystania. To jest z jednej strony naturalizm, a postawa wiary to jest postawa daru z siebie i postawa przyjęcia drugiej osoby. Wtedy jest to postawa miłości. I to jest tak, jakby pod płaszczem Chrystusa dokonywała się pewna forma cudzołóstwa, tam gdzie nie ma zwracania uwagi na Pana Boga.

Tylko Bóg uzdalnia do nadprzyrodzonej miłości

Co robić, aby się uchronić, nie pogubić w relacjach z drugim człowiekiem, zwłaszcza kiedy dotyczy ona spraw Bożych? Trzeba żyć w prawdzie, jasno sobie powiedzieć, że jest w tobie zarówno całe bogactwo Umiłowanego, jak i twoja nędza jako grzesznika. Tak naprawdę sam z siebie nie jesteś zdolny do żadnego dobra nadprzyrodzonego. Do żadnego patrzenia na sposób Boży na drugiego człowieka, do widzenia w nim Chrystusa. Nie ma przecież w tobie nadprzyrodzonej miłości. Przyznanie się do tego powinno spowodować potrzebę ciągłego wołania do Boga, który jest jedyną mocą, i oczekiwania ratunku. Tu jest potrzebna modlitwa, która będzie jak głód, jak pragnienie, jak niegasnąca myśl, jak takie natręctwo skierowane do Boga z wołaniem: Boże, ratuj! Uczeń Chrystusa, który przyznaje się do swojego zamknięcia, do skłonności do cudzołożenia, będzie ciągle wołał do swego Umiłowanego, będzie prosił o pomoc, wołał z ufnością, z przekonaniem, że mimo całej jego niemocy i tej silnej skłonności, by szukać w tym drugim tylko człowieka, Chrystus mu nie odmówi i chyba właśnie tego oczekuje od ciebie Ten, który chce być twoim jedynym Panem. Chodzi o życie w prawdzie, przyznanie się, że nie ma w tobie czystej miłości do Chrystusa, że nie ma w pełni miejsca dla Boga, dlatego nie może On swobodnie kochać innych w tobie. Musisz w końcu dostrzec, że nie jesteś w stanie zdobyć czystości, że na ten dar nie możesz zasłużyć, że czystość jest darem, darmowym, z Miłosierdzia, w odpowiedzi na ufne wołanie. Dlatego twoja modlitwa ma być ufnym wołaniem.

Modlitwa w działaniu podobna jest do żebrania. Modlący się to żebrak. Modlitwa ma cztery cechy, tak jak są cztery cechy żebrania: żebrak nic nie ma, nic mu się nie należy, prosi i ufa. Tak jak na modlitwie. Świadomość własnej nicości i tego, że Pan Bóg nie jest ci nic winien, ale prosisz i ufasz. Proś i ufaj. Stawanie w prawdzie, oczekiwanie wszystkiego od Pana Boga będzie działało jak szczepionka, jak lekarstwo na poranioną duszę. To pomoże nieustannie się modlić, wołać do Boga o ratunek. W odpowiedzi na to Bóg, który ma stawać się jedynym Panem, dla którego warto żyć, będzie w tobie kształtował taką postawę, jakiej od ciebie oczekuje. Wtedy jednak nie będziesz mógł jej sobie przypisać, bo to będzie dzieło Boga w tobie. Korzyść dla ciebie, ale dzieło Boga. I nie możesz na tym poprzestać, napotykając drugiego człowieka, i raz wybrawszy Boga, ciągle będziesz musiał wybierać na nowo. Nie ma wiary na zawsze. Nie ma miłości na zawsze. Tak jak nie ma w życiu jednego oddechu na całe życie. Nie można się naoddychać na zapas. Człowiek na bieżąco ma być wierzeniem, modleniem się, miłowaniem, wysiłkiem moralnym bieżącym, ciągle aktualnym.

Od siebie nie masz nic do dania. Możesz przekazywać braciom swoim jedynie: Moje dobro, swoją pustkę lub zło piekła. I tak się dzieje zależnie od tego, jakie jest twoje życie modlitwy: jej ciągłość, głębia i żarliwość. I nie sądź, że możesz coś zgromadzić w swoim sercu i potem samodzielnie się tym posługiwać. Dobro, miłość, mądrość są energią, która płynie z Boskiego Źródła, o ile jesteś z nim połączona w modlitwie (Słowo Pouczenia 223, Alicja Lenczewska).

Wciąż trzeba stawać w pogłębiającej się prawdzie i wołać o Miłosierdzie, bo sam nie potrafisz kochać miłością nadprzyrodzoną, ale może być to dar z ręki Boga dla ciebie.

Opracowanie na podstawie homilii ks. Marka Bąka wygłoszonej w ramach rekolekcji formacyjnych w Gostyniu, w lutym 2018 r. Artykuł uzupełniony fragmentami dzienników Alicji Lenczewskiej dodanymi przez redakcję.


24-Godziny-Męki-Pańskiej-za-Polskę-_baner.jpg
bottom of page