top of page

Grudzień 2022 – styczeń 2023



Dwumiesięczne zestawienie wybranych materiałów publikowanych na profilu facebookowym.




29 stycznia

Modlitwa za kapłanów św. Tereski od Dzieciątka Jezus



Panie Jezu Chryste, Odwieczny Kapłanie, zachowaj Twoje sługi, kapłanów, w zaciszu Twego Najświętszego Serca, gdzie nikt nie może ich skrzywdzić.


Zachowaj od skazy ich namaszczone dłonie, które dotykają Twego Najświętszego Ciała.


Zachowaj ich wargi w świętości o barwie Twojej Najdroższej Krwi.


Zachowaj ich serca w czystości, opieczętowane wzniosłym znakiem Twojego chwalebnego Kapłaństwa.


Niech Twoja święta miłość ogarnie ich i osłoni przed duchem tego świata.


Pobłogosław ich posługę poprzez obfitość jej owoców, a dusze, którym posługują, niech będą ich radością i pocieszeniem tu na ziemi i w niebie. Po ich zwycięskiej walce z ciemnością, szatanem i światem, podaruj im koronę wieczystej chwały w Twoim wiekuistym królestwie.

 

25 stycznia

Drobne ofiary dla rozpalenia Płomienia Miłości


Z dziennika duchowego Płomienia Miłości Elżbiety Kindelmann


Córko, kochaj Mnie coraz bardziej! Służ Mi z jeszcze większym poświęceniem! Niech nie panuje nad Tobą siła przyzwyczajenia! Niech całe twoje życie będzie ofiarą, modlitwą i pragnieniem udziału w moim dziele odkupienia! Niech twoje ofiary będą zawsze świeże i pełne żaru. Córko, pragnę pomnażać w tobie moje łaski, ale potrzebuję do tego twojej wytężonej ofiarności. Proszę cię, żyj skromnie, wyrzeknij się rozrywek i takich radości, poprzez które Mi nie służysz. Zrezygnuj z książek, z ulubionej muzyki, z szukania towarzystwa, podczas spacerów kontempluj moją Mękę. Jeżeli się na to zgodzisz, chciałbym również, byś zaczęła jeszcze surowiej pościć. Nie oddawaj się rozrywkom! Niech twoje śniadanie i kolacja składają się tylko z chleba oraz wody. Inne potrawy spożywaj wyłącznie podczas głównego posiłku, ale i wtedy nie nadawaj im smaku. Masz jeść nie ze względu na smak, ale po to, żeby nakarmić ciało, bo i ono domaga się swoich praw. Musisz też jeszcze bardziej ograniczyć sen w nocy. Proszę cię, abyś czuwała wtedy na modlitwie przez dwie godziny, abyś wstawała dwa razy, za każdym razem na godzinę. Córko, czy mogę na ciebie liczyć? Proszę cię o to Ja, Bóg-Człowiek.

___


Była niedziela. Wychodząc z kościoła po Mszy Świętej, zauważyłam sukienkę o ładnym wzorze. Zapragnęłam przyjrzeć mu się z bliska. Pan Jezus napomniał mnie cicho:


– Panuj nad swoimi oczami! Myślisz, że nie mam ci tego czym zastąpić? Niech nasze oczy wpatrują się w siebie, niech nasze spojrzenia stapiają się w jedno!

___


Podczas obiadu wpadło mi w ręce czasopismo „Vigilia”. Zaczęłam czytać jeden z artykułów, ale wtedy odezwał się Pan Jezus:


– Odłóż to! Zapomniałaś, o co cię poprosiłem: miałaś unikać lektury, która daje ci rozrywkę! Niech twoje życie upływa w odosobnieniu, na modlitwie i ofierze! A może nie chcesz być prawdziwą karmelitanką? Sprawiłoby Mi to prawdziwy ból! Czy takie wyrzeczenie jest dla ciebie trudne? Nie bój się, wynagrodzę ci to!


Odczułam wielką skruchę z powodu tego, co zrobiłam, i szybko zabrałam się do pracy. Wykonując ją, adorowałam Pana.

___


Byłam u siostry, którą dostałam do pomocy, a ona właśnie słuchała koncertu w radiu. Musiała odejść do innych zajęć, a mnie podała słuchawkę, bym mogła sobie w tym czasie posłuchać. Natychmiast zanurzyłam się w pięknie muzyki. Po kilku minutach przez urzekające dźwięki przebił się delikatny głos Pana Jezusa:


– Nie myślisz, że w takich chwilach jestem zazdrosny? Pamiętasz, co ci powiedziałem? Niech nas nie oddziela nawet włos!

Jego słowa, choć pełne wymówki, zabrzmiały w moich uszach piękniej niż najpiękniejsza muzyka. Pan zaś prosił dalej:

– Moje słowa powinnaś słyszeć lepiej niż język sztuki i muzyki. Wyrzeknij się rozrywek! Córeczko, pomyśl o tym, czym dla ciebie jestem, i nie pozwól, by miejsce w twoim sercu zajmowały przemijające przyjemności! Nie pozwól, by dzieła małych ziemskich artystów wyrywały cię z wewnętrznego skupienia! Potrzebujesz tylko jednego: ciągłego uczestnictwa w moim dziele odkupienia. Niech ono będzie twoją „rozrywką”! Nie mów, że jestem dla ciebie zbyt surowy. Czy nie prosiłem cię już wiele razy, byś zaparła się siebie? Musisz być na to gotowa w każdej chwili. Nie wolno ci się rozproszyć, nawet na chwilę. Ja jestem twoją drogą i twoim życiem. Wszystko zginie – pozostanie tylko gorliwość o dusze.

___


Jedna ze szwagierek poprosiła mnie, bym odebrała lek dla chorego wnuka. Musiałam na niego czekać ponad godzinę. […] Podczas oczekiwania moją uwagę zwrócił jakiś artykuł w gazecie, ledwie przeczytałam jednak kilka linijek. Pan Jezus zwrócił się do mnie z łagodną prośbą:


– Mój mały słoneczniku, lepiej pomóż Mi uwalniać dusze z czyśćca! Stale dzielę się z tobą moimi myślami. Zobacz, jak pożytecznie możesz wykorzystać ten krótki czas! Odkładając gazetę, możesz pomóc duszom czyśćcowym w dojściu do oglądania mojego oblicza. Takie uczestnictwo w moim dziele odkupienia w cudowny sposób pomnaża twoje zasługi. […] Spójrz, sprawiam, że wszystko, czego od was żądam, staje się takie proste! Jakże ułatwiam wam spełnianie moich odwiecznych zamysłów! Zapisz te słowa! Moje spisane słowa, które obwieszczę za twoim pośrednictwem, weźmie sobie do serca wielu ludzi.

___


W niedzielne popołudnie wpadła mi w ręce jakaś gazeta. Pisano w niej o zwyczajach panujących w Hiszpanii. Zaczęłam ją czytać, ale już po kilku słowach Pan Jezus powiedział:


– Wziąłem cię całkowicie w posiadanie, a ty potwierdziłaś to poprzez ponowne ofiarowanie się Mnie. A teraz ważniejsza jest dla ciebie lektura, która daje ci rozrywkę! Ach, moja Elżbieto, czyż nie dostajesz ode Mnie wszystkiego, czego potrzebujesz? Dlaczego chcesz wiedzieć więcej, niż potrzebujesz do zbawienia duszy? Od innych nie oczekuję, że będą się zachowywali w tak nadzwyczajny sposób, ale ty, ty jesteś Mi szczególnie miła. Nie ty uczyniłaś siebie tego godną – to Ja, Bóg, wynoszę Cię do tej godności. […] Już jedna chwila, w której zajmujesz się czymś innym, to dla Mnie za wiele. […] Moja miłość nie zna przerw. Niech nasze myśli stapiają się w jedno!…


Źródło: „Płomień Miłości Niepokalanego Serca Maryi”, Elżbieta Kindelmann, wyd. Esprit., Nihil obstat: Kuria Metropolitalna w Krakowie, 21 czerwca 2022 r.

 

21 stycznia

Z kościołów powinien bić blask piękna


W nasze dusze Bóg wlał umiejętność odróżniania piękna od brzydoty. Stojąc wieczorem nad brzegiem morza, gdy wokół panuje spokój, a woda odbija refleksy zachodzącego słońca, potrafimy dostrzec prawdziwe piękno panującej aury. Moglibyśmy ją określić mianem obiektywnego piękna. Dlaczego zatem tak często stronimy od niego w przypadku sztuki sakralnej? Ponieważ osłabła w nas wiara, a poza tym nastąpiło prawie całkowite wykluczenie pierwiastka nadprzyrodzonego, ustępującego przed dominacją naturalizmu. Skutkiem jest zniesienie rozdziału między sacrum a profanum. Jest to bardzo niebezpieczna tendencja, która w ostatnich dekadach przeniknęła kulturę. (…) Musimy mieć wyspy ‒ takie jak kościoły ‒ na których można oddychać powietrzem nadprzyrodzonym. Dusza pragnie nadprzyrodzoności, ale tak wiele ze współczesnej sztuki, jaką posługujemy się dzisiaj w kościołach, tłumi to pragnienie. (…)


Z kościołów powinien zawsze bić blask piękna; powinny one być miejscami niebiańskiej atmosfery na ziemi. Na tym łez padole powinniśmy móc widzieć w naszych kościołach „niebo otwarte” ‒ poprzez sztukę, architekturę, muzykę oraz sam obrzęd. Doprawdy niezapomniane są następujące słowa papieża Benedykta XVI:


„Wasza katedra jest żywym hymnem z kamienia i światła ku chwale tego jedynego w historii ludzkości wydarzenia ‒ wejścia odwiecznego Słowa Bożego w dzieje ludzi w pełni czasów, aby ich odkupić przez złożenie ofiary z samego siebie na krzyżu. Nasze ziemskie liturgie, całkowicie ukierunkowane na celebrowanie tego jedynego w historii wydarzenia, nigdy nie zdołają w pełni wyrazić jego nieskończonej głębi. Piękno obrzędów z pewnością nigdy nie będzie dostatecznie wyszukane, nie będą one nigdy wystarczająco starannie przygotowane, dopracowane, nic nie jest bowiem zbyt piękne dla Boga, który jest nieskończonym Pięknem. Nasze ziemskie liturgie mogą być jedynie słabym odblaskiem niebiańskiej liturgii, sprawowanej w niebieskim Jeruzalem, które jest ostatecznym celem naszego ziemskiego pielgrzymowania. Oby jednak nasze liturgie możliwie jak najbardziej ją przypominały i pozwalały jej zakosztować”.

Źródło: „Msza katolicka. Jak przywrócić centralne miejsce Boga w liturgii”., Bp Athanasius Schneider, wyd. Esprit

 

19 stycznia

Pewność wiary, pewność Prawdy, pewność Kościoła katolickiego


Ks. Piotr Glas: Kościół niezmiennie nas uczy zasady wyrażonej w Symbolu Atanazjańskim, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Warto być także świadomym faktu, że „Jeden jest tylko powszechny Kościół wiernych, poza obrębem którego nikt zbawiony być nie może” – jak stwierdził Sobór Laterański IV, a potwierdził Sobór Trydencki. Jest tylko jedna Droga, Prawda i Życie, czyli Jezus Chrystus. Ta pewność musi być dzisiaj fundamentalnym wyznaniem wiary. Grzech oczywiście niszczy i sieje spustoszenie w nas samych, a przez to i w całym Kościele, ale jeśli wierzący będą pewni, że to, w co wierzą, jest jedyną Prawdą i nie ma innej, ponowne odrodzenie chrześcijaństwa stanie się możliwe. Tymczasem dzisiaj mamy do czynienia z rozmywaniem, a nawet niszczeniem zbawczego depozytu. Mówi się coraz głośniej, że jest wiele innych dróg, równie dobrych wyznań, i że w każdym możemy znaleźć coś dla siebie. Co więcej: że liczne odstępstwa od prawdziwej wiary i rozmaite pogańskie wierzenia, pewnie nawet te demoniczne, istnieją, bo taka była odwieczna wola Boga. Nie muszę tu wyjaśniać, że coraz większej liczbie wiernych takie stwierdzenia płynące niepokojąco często prosto z „serca” katolicyzmu – Rzymu – bardzo odpowiadają. Jedni muszą żyć w stanie łaski i spowiadać się, inni nie, jedni muszą przyjmować Komunię Świętą, Chleb Życia, inni są z tego zwolnieni. Niektórzy mogą się rozwodzić lub żyć w związkach partnerskich czy homoseksualnych, a inni popełniają grzech cudzołóstwa, jeśli tylko z pożądliwością popatrzą na kobietę, i mogą być odesłani w ogień wieczny. Jedni – według słów Jezusa – muszą wyłupić sobie oko, gdy jest dla nich powodem do grzechu, a inni mogą mieć dziewic, ile tylko chcą dla swojej przyjemności, bo na to zezwala ich bóg. Można wyliczać bardzo długo. To wszystko nie ma żadnego sensu, zabija jasną i klarowną naukę Jezusa płynącą z Ewangelii i zadaje kłam wielu Jego słowom. To kolejne i chyba jedno z największych bluźnierstw, uderzające obecnie w sam fundament naszej wiary i całkowicie podważające sens istnienia Kościoła katolickiego. Skoro każde wierzenie jest zgodne z wolą Bożą, to mogę w domu obok krzyża albo zamiast niego postawić figurkę Buddy czy jakiegoś bożka i nie będzie w tym nic złego. Z tym wiąże się też potępianie prozelityzmu w Kościele. Jeśli nikogo nie wolno nawracać, to w jaki sposób mamy wypełnić apostolskie powołanie, by głosić Ewangelię na cały świat? Po co? Misjonarze niech wracają do domów. Misje, które nie przynoszą duchowych owoców, czyli nawrócenia człowieka na jedyną prawdziwą wiarę, tracą sens. A przecież Duch Święty prowadzi Kościół przez stulecia, aby najowocniej głosił słowo i przyprowadzał ludzi do jedynego źródła prawdziwej wiary. Tymczasem dzisiaj nie wolno nawet mówić o nawracaniu muzułmanów, buddystów czy żydów. Oni mają swoje drogi i trzeba to w imię braterskiej miłości oraz wzajemnego zrozumienia uszanować. Nie wolno nam jednak zwątpić. Pismo wyraźnie mówi, że odstępstwo musi przyjść przy końcu czasów. „Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo [dzień ten nie nadejdzie], dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia” (2 Tes 2, 3). I wygląda na to, że nasze pokolenie jest tego świadkiem.


Jest jeszcze jedna rzecz, która celuje w pewność wiary: powtarzane stale frazy o tym, że każdy otwarty na Ducha Świętego katolik powinien iść drogą stałych poszukiwań czy wątpliwości, bo jeśli tak postępuje, rozwija się duchowo. To jest bardzo niebezpieczne podejście.


Ks. P. G. Prowadzi do totalnej niepewności co do prawdziwości własnej wiary. Przecież Chrystus wprost powiedział: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). Panuje dzisiaj w teologii trend nieustannego poszukiwania, wątpienia, kwestionowania. Wszystko jest płynne i zmienne, podlega reinterpretacji. Jednak naszą siłą powinna być pewna, stała i niezachwiana wiara. Tymczasem wśród współczesnych teologów i niektórych duchownych widzimy jakiś niezdrowy zachwyt nad tymi, którzy ciągle poszukują i, jak mi się wydaje, nie mogą lub nie chcą znaleźć prawdy. To bardzo dziwny sposób na życie duchowe oraz niezdrowe podejście do spraw objawionych i od wieków nauczanych przez Kościół. Coraz częściej zdarza się, że ci, którzy kierują się pewnością wiary lub ją głoszą, nazywani są maksymalistami, fanatykami lub, co gorsza, stawia się ich prawie na równi z religijnymi ekstremistami. Powiem wprost: takie stwierdzenia są kłamliwe, a nawet posunę się jeszcze dalej – demoniczne.


Jest nawet takie powiedzenie: nie bądź świętszy od papieża.


Ks. P. G. A przecież wielki święty, kard. Newman, były anglikanin, powiedział, nie bawiąc się w uprzejmości: „Kto nie ma w sobie pewności wiary, ten nie jest katolikiem”. To jedno zdanie było kiedyś dla mnie jak najsilniejszy huragan, który zdewastował, na szczęście pozytywnie, moje chwiejne poglądy na ten temat. Jeżeli brakuje nam pewności, nasza wiara zamienia się albo w jakąś paraideologię, albo w rodzaj ulotnej emocji. To właśnie nierzadko robią pseudocharyzmatycy, sekty zielonoświątkowe i inni, którzy manipulując człowiekiem, przekonują, że musi on zostać w jakiś nadprzyrodzony sposób doświadczony, by wierzyć. Musisz przeżyć coś wyjątkowego, na pograniczu uniesienia mistycznego, rozgrzewającego uczucia i emocje do czerwoności – dopiero wtedy zacznie się twoje życie z Bogiem, narodzisz się na nowo. To stoi w sprzeczności z faktem, że można być katolikiem właśnie dlatego, że jest się pewnym tego, w co się wierzy. I mówię to jako ksiądz, który nie ma nic przeciwko zdrowemu ruchowi charyzmatycznemu. Sam brałem udział w takich spotkaniach. Po prostu nie twierdzę, że bez tego przeżycia człowiek wierzy w jakiś niepełny sposób. Newman idzie zresztą dalej i powołując się na św. Atanazego, stwierdza coś, co dla wielu współczesnych ewangelizatorów zapewne może być szokiem: tylko ten należy do Kościoła i może zostać zbawiony, kto wierzy bez cienia wątpliwości. Czy w tym kontekście nie brzmi znajomo wypowiedź Jezusa, że jeżeli nie staniemy się jak dzieci – wiara prosta i pełna ufności, bez powątpiewań – nie wejdziemy do nieba? To jest niezwykłe przesłanie na czasy, w których grzech nazywa się cnotą, powątpiewanie – wiarą, a z Watykanu i od wielu hierarchów docierają do nas coraz to częściej zupełnie sprzeczne komunikaty. Jeśli czujesz niepokój co do swojej wiary, pamiętaj, że odpowiedzią na to jest właśnie pewność wiary, czyli wiara bez cienia wątpliwości. Przekonanie w sumieniu, że jedyną prawdą jest to, co Kościół głosił od dwóch tysięcy lat i dalej głosi w niezmienionej formie. Taka właśnie wiara da nam siłę w godzinie próby. Zwłaszcza gdy usłyszymy kłamstwa i bluźnierstwa, jak to, że nie jest jasne i nie możemy być do końca pewni, czego Pan Jezus nauczał, bo – jak swego czasu stwierdził sam generał jezuitów – nikt nie nagrywał tego na dyktafon. A przecież sam Newman, który był historykiem, nawrócił się z anglikanizmu na katolicyzm, bo właśnie po wnikliwym przestudiowaniu historii obu Kościołów doszedł do wniosku, że tylko w Kościele katolickim dostrzega stałość dogmatu, kerygmę, konsekwentne nauczanie od początku jego istnienia. Inaczej niż chociażby w licznych wspólnotach protestanckich, gdzie obowiązuje to, co powie jeden czy drugi pastor. Wiara bez dogmatów nie jest żadną wiarą objawioną, jest samowolką. Wiara u Newmana to przyjęcie pewnej prawdy opartej o autorytet Boski reprezentowany przez Kościół katolicki. Wielki święty Kościoła nawrócił się, bo uznał wartość pewnej, twardo osadzonej w Biblii i Tradycji Prawdy. Nie opierał się na odczuciach, teologicznych nowinkach czy zwykłych emocjach, ale po wieloletnich, solidnych badaniach historycznych doszedł do wniosku, że to właśnie Kościół katolicki otrzymał cały depozyt wiary i go zachowuje. To jest niezmiernie ważne, bo dzisiaj często się chwiejemy w wierze właśnie dlatego, że pozwalamy sobie łatwo wmówić, iż nawet fundamentalne prawdy naszej wiary nie są już wcale takie pewne, a więc nas nie zobowiązują. Przecież Chrystus tego wprost nie powiedział, tłumaczy się, a nawet jeśli to zrobił, to nie jest do końca pewne, czy naprawdę to miał na myśli. Trudno jest to wszystko zrozumieć przeciętnemu wiernemu. Ktoś kiedyś powiedział żartobliwie, że Pan Bóg nawet go tak nie denerwuje w życiu jak Jego obsługa naziemna. Oby w niedalekiej przyszłości Kościół nie ucierpiał najwięcej właśnie z rąk jego sług.



Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit

 

18 stycznia

Oktawa modłów o jedność Kościoła. Tekst z 1939 r.


Prośmy Boga wszechmogącego, aby wszyscy pozostający poza prawdziwym Kościołem, a w szczególności wszyscy chrześcijanie, którzy mają błędne pojęcie o Kościele Chrystusowym, poznali, że jedynie ten Kościół katolicki jest prawdziwym i aby doń wrócili. Dziś zaś przede wszystkim módlmy się:


• Pierwszy dzień 18 stycznia: O powrót do owczarni Piotrowej tych wszystkich "innych owiec", które nie słuchają głosu Boskiego Pasterza.


• Drugi dzień 19 stycznia: O powrót do jedności ze Stolicą Apostolską prawosławnego Wschodu.


• Trzeci dzień 20 stycznia: O powrót do jedności z Kościołem anglikanów.


• Czwarty dzień 21 stycznia: O powrót do Kościoła luteranów i innych europejskich protestantów.


• Piąty dzień 22 stycznia: O powrót do Kościoła chrześcijańskich sekt w Ameryce, hodurowców i innych.


• Szósty dzień 23 stycznia: O nawrót do praktyk religijnych wszystkich oziębłych katolików.


• Siódmy dzień 24 stycznia: O nawrócenie żydów i mahometan.


• Ósmy dzień 25 stycznia: O podbój całego świata Chrystusowi prawdziwemu Bogu i Zbawcy.


Ojcze Nasz... Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu...


Ant. Aby wszyscy byli jedno, jako Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie; aby i oni w nas jedno byli, aby uwierzył świat, iżeś Ty mię posłał.


V. Ja tobie powiadam, iżeś ty jest Piotr. R. A na tej opoce zbuduję Kościół mój. V. Panie, wysłuchaj modlitwy nasze. R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.


MÓDLMY SIĘ:

Panie Jezu Chryste, któryś rzekł Apostołom; Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam, nie patrz na grzechy nasze, lecz na wiarę Kościoła Twego i racz go według Twej woli obdarzyć pokojem i zjednoczyć. Który żyjesz i królujesz Bóg po wszystkie wieki wieków. R. Amen.


Źródło: Missye Katolickie : czasopismo miesięczne illustrowane. R. 58, 1939, nr 1

 

16 stycznia

Serce Jezusa mówi do twojego serca


«Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą, i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą». (Mt7,2)


Moje dziecko, nie wydawaj kategorycznych sądów o nikim z ludzi. Tylko Ja znam serca twoich bliźnich. W moim Sercu każdy może znaleźć schronienie ‒ nawet ten człowiek, który jest ci nieprzyjazny. Twoje zadanie to kochać, nie osądzać. Im bliżej jesteś mego Serca, im bardziej Mnie poznajesz i kochasz, tym bardziej stajesz się gotowy patrzeć na drugiego ze zrozumieniem, miłosierdziem, życzliwością, bez wydawania na niego wyroku.


Nigdy cię nie przekreślam. Nigdy nie mówię, że z ciebie nic nie będzie. Nigdy nie zniechęciłem się tobą i nie przestałem w ciebie wierzyć. Chcę, abyś stawał się podobny wobec bliźnich. Takim sądem, jakim sądzisz, i ty zostaniesz osądzony. Jaką miarą mierzysz, taką miarą zostanie ci odmierzone. Nie sądź, nie potępiaj, lecz kochaj ‒ jak uczy cię Boski Mistrz.


Źródło: „Serce Jezusa mówi do twojego serca”, s. Bożena Maria Hanusiak, wyd. Esprit

 

15 stycznia

Wyperswadować postawę klęczącą


Kardynał Joseph Ratzinger: Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą. Usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury (czyli właściwie do jakiej?), iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który staje naprzeciw Boga, lub też że nie wypada to człowiekowi zbawionemu, który dzięki Chrystusowi stał się wolny i dlatego też nie musi już klęczeć. Zwyczaj klękania nie pochodzi z jakiejś bliżej nieokreślonej kultury – pochodzi z Biblii i biblijnego poznania Boga. (…) Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Chrystusem.


Źródło: „Duch Liturgii”, kard. Joseph Ratzinger

 

13 stycznia

Nowoczesne świątynie


Ks. Piotr Glas: Nasze nowoczesne świątynie przekształcają się powoli na wzór zborów czy sal widowiskowych. Nierzadko wisi tam coś w stylu „Jezusopodobnym” na krzyżu albo i nie, tabernakulum jest ukryte, a w centrum jest tron dla przewodniczącego modlitwie. Z pewnością taki modernistyczny styl ułatwi kiedyś przerobienie takich świątyń na miejsca użytku publicznego. To już stało się faktem w licznych miejscach na świecie! Droga do wielu świętokradztw, a nawet bluźnierstw staje się coraz bardziej otwarta, a ci, którzy mają jeszcze siłę coś na ten temat mówić i przed tym ostrzegać, są usuwani na margines i niszczeni wszelkimi sposobami. Im mniej świętości w naszych świątyniach, domach i sercach, tym więcej ciemności je zapełnia – dobrze wiemy, że świat duchowy, jak natura, nie znosi próżni.



Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit

 

12 stycznia

Pojednać się ze swoją słabością


Myślę, że dobrą definicją pokory jest powiedzenie, że pokora to właściwa relacja z samym sobą, która umożliwia właściwą relację z Bogiem oraz innymi ludźmi. Jednym z zasadniczych aspektów pokory jest spokojna akceptacja własnej słabości i ubóstwa.


Jeżeli akceptuję siebie takim, jaki jestem, akceptuję również miłość, którą darzy mnie Bóg. Przeciwnie, jeżeli odrzucam siebie i pogardzam sobą, zamykam się na Bożą miłość i neguję ją.


Jeżeli przyjmuję własną słabość i ograniczenia, łatwiej będzie mi zaakceptować innych. Często nie znosimy innych po prostu dlatego, że nie znosimy samych siebie. Wszyscy doświadczyliśmy tego któregoś dnia. Zdarza się czasem, że jesteśmy z siebie niezadowoleni z powodu popełnienia błędów albo dopuszczenia się jakiegoś upokarzającego czynu; możemy być wtedy na siebie wściekli. Rezultatem jest zły humor, a wręcz pewna agresja wobec innych. Co to oznacza? Po prostu to, że każemy im płacić za trudność, którą mamy w zaakceptowaniu własnego ubóstwa. Nie akceptujemy swoich ograniczeń i w konsekwencji mamy pretensje do innych... Taka postawa zdarza się niezwykle często i oczywiście nie jest właściwa. Ogromna większość konfliktów z innymi osobami jest w rzeczywistości zwykłą projekcją konfliktów, które prowadzimy z sobą.


Przeciwnie, im bardziej akceptujemy siebie takimi, jacy jesteśmy, i pogodzeni jesteśmy z własną słabością, tym bardziej będziemy mogli zaakceptować również innych i kochać ich takimi, jacy są.

Dotykamy tu niezwykle delikatnej kwestii. Gdzie bowiem znajduje się granica pomiędzy akceptacją własnej słabości a upodobaniem do grzechu? Oczywiste jest, że należy zaakceptować słabości, a grzech odrzucić. Czasem jednak rozeznanie tych dwóch postaw nie jest łatwe. Jest to subtelna kwestia życia duchowego i potrzeba odnalezienia w niej właściwej równowagi.


Z jednej strony, konieczne jest prawdziwe pragnienie nawrócenia, chęć zmiany i poprawy, by bardziej żyć Ewangelią i odważniej praktykować cnoty cierpliwości, czystości, itd.


Należy wykazać się w tym ogromną determinacją. Aby naprawdę wzrastać, nieodzowna jest decyzja, aby niczego Bogu nie odmawiać. Weźmy przykład ze św. Ludwika, króla Francji, który powiedział jednemu ze swych rycerzy, panu de Joinville'owi: „Wolałbym raczej być trędowaty, niż popełnić jeden grzech śmiertelny!”. W średniowieczu tego rodzaju wypowiedź nie była bez znaczenia, choroba ta pociągała bowiem za sobą silne wykluczenie społeczne. Powinniśmy posiadać podobną determinację (wiecie dobrze, jak często słowo to wychodziło spod pióra św. Teresy z Avila): woleć raczej ciężko zachorować, a nawet umrzeć, niż poważnie obrazić Boga. Należy za wszelką cenę pragnąć pozostać wiernym Panu. Ewangelia określa to słowami: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak, nie, nie”. A św. Paweł w liście do Hebrajczyków, nawiązując do możliwości męczeństwa, nazywa to gotowością na „walkę przeciw grzechowi, aż do przelewu krwi” (Hbr 12,4). W analogiczny sposób naucza mnichów św. Benedykt w słynnej Regule, nakazując im, aby „niczego nie przedkładali nad miłość Chrystusa”.


Musimy zaakceptować jednak także to, że jesteśmy ludźmi ubogimi i grzesznymi, ponieważ mimo naszej dobrej woli, mimo szczerego pragnienia, aby Bogu niczego nie odmawiać i miłować Go całym sercem, skonfrontujemy się z własnymi ograniczeniami, słabościami, czasem bardzo upokarzającymi upadkami, które będziemy musieli zaakceptować. Należy wyrzec się grzechu, ale zaakceptować to, że jesteśmy biednymi grzesznikami. Zaakceptować to, że jesteśmy osobami, które mogą często upadać, ale które natychmiast się podnoszą.


Chodzi o znalezienie właściwej, choć niezwykle trudnej do uchwycenia równowagi. W życiu naszej Świętej była ona wyraźnie widoczna: z jednej strony Teresa wykazywała ogromną odwagę, ogromną determinację kochania i całkowitego oddania swojego życia (była również niezwykle wymagająca wobec swoich nowicjuszek). Z drugiej, uczyła się stopniowo akceptować swoje ograniczenia. Kilka miesięcy przed śmiercią pisała takie słowa:


„Teraz nie dziwię się już niczemu, nie martwię się, widząc, że jestem samą słabością, wprost przeciwnie, to z niej się chlubię i codziennie spodziewam się odkryć w sobie nowe niedoskonałości”.


I innego dnia:


„Jakże jestem szczęśliwa widząc, że jestem tak niedoskonała i potrzebuję tyle Bożego miłosierdzia w chwili śmierci”.


Teresa posłużyła się tymi słowami być może również dlatego, że podczas choroby bardziej dostrzega się własne ubóstwo... Zaakceptowała je, ponieważ całą ufność złożyła w Bogu.


Należy więc praktykować wobec siebie łagodność i ufać w ojcowskie miłosierdzie, a jednocześnie umacniać się w decyzji całkowitego przynależenia do Boga, pamiętając o tym, że nie można służyć Bogu i światu, nie można służyć Bogu i pieniądzom, nie można służyć Bogu i pragnąć za wszelką cenę sukcesów w życiu społecznym lub łatwego życia... Należy z jednej strony praktykować wobec siebie łagodność, aby się nie zniechęcać i nie potępiać w konfrontacji z własną słabością, z drugiej strony trzeba podtrzymywać w sobie ogromne pragnienie świętości. Nie chodzi tu o pragnienie doskonałości, ponieważ świętość jest czymś zupełnie innym, ale o prawdziwe, całkowite, niepołowiczne, pragnienie miłowania Boga i bliźniego. Teresa mówiła: „Nie chcę być połowiczną świętą”, czyli innymi słowy: Nie mogę kochać Boga jedynie pięćdziesięcioma procentami mojego serca. „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego, jak siebie samego” (Mt 22,37). To właśnie do tego powinniśmy dążyć, nie pokładając jednak ufności w sobie, ale licząc na Bożą łaskę.



„Mała droga ufności Teresy z Lisieux”, Jacques Philippe

 

4 stycznia

Ostrożność św. Brygidy wobec nadprzyrodzonych przeżyć


Św. Brygida [Szwedzka] była zawsze bardzo ostrożna wobec swoich nadprzyrodzonych przeżyć. Mówiła: „uznając swoją słabość, obawiałam się diabelskiego złudzenia i błagałam miłosiernego Boga, aby nie dopuścił, bym uległa pokusom demona”. Dlatego stale poddawała się osądowi biskupów i teologów, którzy zapewniali ją o Boskim pochodzeniu otrzymywanych przez nią wizji. Przede wszystkim jednak w późniejszym czasie uspokajał ją głos samego Jezusa, o czym czytamy w jej „Objawieniach”:


«Dlaczego bałaś się moich słów? Dlaczego zastanawiałaś się nad tym, czy pochodzą od złego, czy od dobrego Ducha? Powiedz Mi, czy znalazłaś w moich słowach coś, czego sumienie nie pozwalałoby ci robić? Albo czy polecałem ci coś, co byłoby sprzeczne z rozumem? [...] Poleciłem ci trzy sprawy, na podstawie których możesz rozpoznać działanie dobrego Ducha. Poleciłem ci bowiem czcić żywego Boga, który cię stworzył i dał ci wszystko, co posiadasz. Dyktuje ci to również twój rozum, byś oddawała Mu największą cześć spośród wszystkiego, co istnieje. Poleciłem ci zachowywać prawdziwą wiarę, a mianowicie wierzyć, że bez Boga nic nie zostało stworzone i że bez Niego nic nie może zaistnieć. Poleciłem ci także zachowywać rozumną powściągliwość w korzystaniu z dóbr tego świata. Świat bowiem został stworzony dla człowieka w tym celu, aby w miarę potrzeby korzystał z niego. Wiedząc o tym, możesz rozpoznać ducha nieczystego na zasadzie przeciwieństwa. On bowiem nakłania cię do szukania własnej chwały i pychy z tego, co otrzymałaś w darze, do fałszywej wiary i nieumiarkowanego wykorzystania wszystkiego, by zaspokoić swoje zmysły. Do tego wszystkiego zapala twoje serce. Zwodzi również pozorami dobra. Dlatego nakazałem ci badać twoje sumienie i otwierać je wobec mądrych duchownych. Jeżeli niczego innego nie pragniesz, jak tylko Boga, i w Nim rozpalasz się cała, nie miej żadnych wątpliwości, że dobry Duch Boży jest z tobą. Tylko Ja mogę uczynić, by było niemożliwą rzeczą dla szatana zbliżenie się do ciebie. Do złego człowieka może zbliżyć się on tylko wówczas, gdy otrzymuje ode Mnie pozwolenie.


[...] Może jednak czasem zdarzyć się i tak, że szatan otrzymuje ode Mnie władzę nad ciałem dobrych ludzi dlatego, aby otrzymali nagrodę za zwycięstwo nad nim. Szatan może czasem doprowadzić nawet do zaburzeń świadomości ludzkiej, ale nigdy nie może zapanować nad duszami tych ludzi, którzy Mi zawierzyli i kochają Mnie».

Źródło: „Dziesięć twarzy tajemnicy”, Saverio Gaeta, wyd. Esprit

 

2 stycznia

Serce Jezusa mówi do twojego serca


«Tak, Pan jest wzniosły i patrzy łaskawie na pokornego, pyszałka zaś dostrzega z daleka». (Ps 138,6)


Moje dziecko, wiesz, co ujmuje moje Boskie Serce? Ludzka pokora... Im głębiej się uniżasz przede Mną, tym bardziej otwierasz się na moją łaskę. Zniżam się do ciebie, aby cię obdarować moimi dobrami. Przemieniam twoje serce, byś zechciał je przyjąć.


Wszystko to, co cię upokarza, w istocie jest dla ciebie darem, bo kruszy pychę, będącą przeszkodą w spotkaniu ze Mną i otwarciu na moją łaskę oraz miłość. Zabiegaj o pokorę. Dziękuj za upokorzenia, których pozwolę ci doświadczyć. Jezus ma upodobanie w sercu pokornym. Proś Go o takie serce.

Źródło: „Serce Jezusa mówi do twojego serca”, s. Bożena Maria Hanusiak, wyd. Esprit

 

1 stycznia

Testament duchowy Benedykta XVI


Benedykt XVI – Mój testament duchowy


Jeśli o tak późnej porze mojego życia spoglądam wstecz na dziesiątki lat, które przeżyłem, to najpierw widzę, jak wiele mam powodów do dziękczynienia. Przede wszystkim dziękuję samemu Bogu, dawcy wszelkiego dobrego daru, który dał mi życie i prowadził mnie przez różne chwile zamętu; zawsze podnosił mnie, gdy zaczynałem się potykać i zawsze na nowo dawał mi światło swego oblicza. Z perspektywy czasu widzę i rozumiem, że nawet ciemne i męczące odcinki tej drogi służyły mojemu zbawieniu i że to w nich On mnie dobrze prowadził.


Dziękuję moim rodzicom, którzy dali mi życie w trudnym czasie i którzy kosztem wielkich wyrzeczeń, swoją miłością przygotowali dla mnie wspaniały dom, który jak jasne światło rozświetla wszystkie moje dni do dziś. Jasna wiara mojego ojca nauczyła nas, dzieci, wierzyć i jako drogowskaz stała zawsze mocno pośród wszystkich moich osiągnięć naukowych; głębokie oddanie i wielka dobroć mojej matki są dziedzictwem, za które nie mogę jej wystarczająco podziękować. Moja siostra przez dziesiątki lat pomagała mi bezinteresownie i z czułą troską; mój brat jasnością swoich sądów, energiczną stanowczością i pogodą ducha zawsze torował mi drogę; bez tego ciągłego poprzedzania i towarzyszenia mi nie mógłbym znaleźć właściwej drogi.


Z serca dziękuję Bogu za wielu przyjaciół, mężczyzn i kobiet, których zawsze stawiał u mojego boku; za współpracowników na wszystkich etapach mojej drogi; za nauczycieli i uczniów, których mi dał. Z wdzięcznością powierzam ich wszystkich Jego dobroci. I chcę podziękować Panu za moją piękną ojczyznę w Bawarskich Prealpach, w której zawsze widziałem, jak prześwituje blask samego Stwórcy. Dziękuję ludziom mojej ojczyzny, ponieważ w nich na nowo doświadczyłem piękna wiary. Modlę się, aby nasza ziemia pozostała ziemią wiary i błagam was, drodzy rodacy: nie dajcie się odwrócić od wiary. I wreszcie dziękuję Bogu za całe piękno, którego mogłem doświadczyć na wszystkich etapach mojej drogi, ale szczególnie w Rzymie i we Włoszech, które stały się moją drugą ojczyzną.


Wszystkich, których w jakikolwiek sposób skrzywdziłem, z serca proszę o przebaczenie.


To, co powiedziałem wcześniej do moich rodaków, mówię teraz do wszystkich w Kościele powierzonych mojej służbie: trwajcie mocno w wierze! Nie dajcie się zwieść! Często wydaje się, że nauka - z jednej strony nauki przyrodnicze, a z drugiej badania historyczne (zwłaszcza egzegeza Pisma Świętego) - są w stanie zaoferować niepodważalne wyniki sprzeczne z wiarą katolicką. Przeżyłem od dawna przemiany nauk przyrodniczych i mogłem zobaczyć, jak przeciwnie, zniknęły pozorne pewniki przeciw wierze, okazując się nie nauką, lecz interpretacjami filozoficznymi tylko pozornie odnoszącymi się do nauki; tak jak z drugiej strony, to właśnie w dialogu z naukami przyrodniczymi również wiara nauczyła się lepiej rozumieć granicę zakresu swoich roszczeń, a więc swoją specyfikę. Już sześćdziesiąt lat towarzyszę drodze teologii, w szczególności nauk biblijnych, i wraz z następowaniem po sobie różnych pokoleń widziałem, jak upadają tezy, które wydawały się niewzruszone, okazując się jedynie hipotezami: pokolenie liberałów (Harnack, Jülicher itd.), pokolenie egzystencjalistów (Bultmann itd.), pokolenie marksistów. Widziałem i widzę, jak z plątaniny hipotez wyłaniała się i znów wyłania rozumność wiary. Jezus Chrystus jest naprawdę drogą, prawdą i życiem - a Kościół, ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, jest naprawdę Jego ciałem.


Na koniec pokornie proszę: módlcie się za mnie, aby Pan, mimo wszystkich moich grzechów i niedoskonałości, przyjął mnie do wiecznego mieszkania. Do wszystkich powierzonych mi osób moje modlitwy płyną z całego serca, dzień po dniu.



 

25 grudnia

Jezu, przede wszystkim życzę Ci dusz


Przed świętami krążył w sieci taki mem: zakochana para leży w czułych objęciach na łóżku. Ona pyta: ‒ Kochanie, co mi kupisz na święta…? ‒ Nic… ‒ mówi krótko mężczyzna. ‒ Czemu…? ‒ kobieta jest chyba zaskoczona i zawiedziona. ‒ Bo to są urodziny Jezusa, nie Twoje ‒ pada odpowiedź.


Co można podarować Jezusowi na Jego urodziny? Jako ludzie wierzący, odpowiemy, że najlepszym prezentem dla Dzieciątka Jezus są nasze serca oczyszczone w Spowiedzi św., i będzie to prawda. Ale nieczęsto chyba składamy Jezusowi życzenia. Węgierska mistyczka Elżbieta Kindelmann nieraz mówiła mu tak, nie koniecznie z okazji Bożego Narodzenia: „Przede wszystkim życzę Ci dusz. Niech wszystkie dusze posiadają Boga, a z Nim twoją nieskończoną dobroć i przebaczającą miłość”. Pewnego razu Jezus odpowiedział jej: „– Jakąż radość Mi sprawiasz, pragnąc dla Mnie dusz! Czy mogłabyś Mi życzyć czegoś więcej? Tego właśnie oczekuję od was wszystkich. Widzisz, moja Elżbieto, i wy, inne ubogie dusze, wy też możecie coś dać Bogu! Twoje pragnienie przyjmie z miłością również Ojciec w niebie. Odwdzięczy ci się za nie w postaci strumienia łask wylanych na ciebie i na wszystkie dusze, za które się modlisz. Uwierz Mi, czegoś wspanialszego i droższego nie mogłaś Mi powiedzieć. Przecież właśnie dlatego zstąpiłem z nieba, by zbawić dusze i wprowadzić je do życia wiecznego”.


Dlatego, Jezu, w te Święta, chcąc spełnić pragnienie Twojego Serca, ja również życzę Ci przede wszystkim dusz! Życzę Ci mojej duszy i dusz moich bliskich, oraz wszystkich, którzy teraz czytają te słowa. I tych, którzy jeszcze Cię nie poznali, nie pokochali...

 

20 grudnia

Kapłani, nie bójcie się mówić!


Z dziennika duchowego Płomienia Miłości Elżbiety Kindelmann


26 lipca 1971


Pan Jezus i Najświętsza Dziewica na przemian mówili w mojej duszy. Jezus powiedział:


– Zdolność posługiwania się mową jest darem Bożym, z którego kiedyś będziecie musieli zdać sprawę. Dzięki rozmowie ludzie nawiązują łączność między sobą, w ten sposób wzajemnie się poznajemy. Nie wolno jednak zapominać, że każde wypowiedziane słowo ma znaczenie, wiele waży. Dlatego zawsze żyjmy i działajmy, pamiętając o obecności Boga, ważąc każde słowo, które wypowiadamy. Najważniejsze Słowo dał nam Ojciec w niebie, więc korzystajcie z przysługujących wam praw! Nie lękajcie się mówić! Tak, naprawdę trudno jest wstrząsnąć innymi, wybudzić z ich fałszywego spokoju. Nie pozostawiajcie ich jednak z pustymi rękoma, w samotności swoich domów! Musicie do nich mówić!


Najświętsza Dziewica oznajmiła:


– Płomienia mojej miłości nie możecie głosić inaczej niż słowami. Nie macie prawa milczeć, ani z tchórzostwa, ani z pychy, ani z lenistwa, ani z lęku przed ofiarą. Słowa, które o Mnie wypowiadacie, winny być przeniknięte duchem do tego stopnia, by ludzi porwało misterium nieba. Kiedy prosicie, by móc przemawiać publicznie, albo jesteście o to proszeni, pamiętajcie, że Ja was wtedy wspieram. Niech każde wasze słowo będzie jak ziarno, które wyda u słuchaczy obfity plon.


Pan Jezus dodał:


– Bojaźliwych i biernych kapłanów musicie wywabiać z ich mieszkań. Nie mogą stać bezczynnie, pozbawiając ludzi Płomienia Miłości Niepokalanego Serca mojej Matki. Nie powinni nadużywać zaufania, w którym ich do siebie pociągam. Słowa są po to, by głosiły obfitość mojego bogactwa, bym mógł wylewać na cały świat przebaczenie grzechów. Musicie toczyć bój. Szatan chce zniszczyć dobro, siejąc wszędzie kłamstwo i zepsucie moralne. Sumienie chrześcijanina nie może się zadowolić tym, że pomaga od czasu do czasu, gdyż oskarżać będą was właśnie te dusze, do których nie przemawialiście. Zaufajcie mojej Matce! Ona swoją bezgraniczną, macierzyńską miłością rozwieje wszystkie wasze wątpliwości i obawy. Ona weźmie w opiekę i opieczętuje wszystkich, którzy się Jej powierzą. Jeżeli obdarzycie moją Matkę bezgranicznym zaufaniem, złe duchy doznają wstrząsu oraz upokorzenia i zostaną strącone na dno piekła. Świat przyszłości nadchodzi…

Źródło: „Płomień Miłości Niepokalanego Serca Maryi”, Elżbieta Kindelmann, wyd. Esprit. Nihil obstat: Kuria Metropolitalna w Krakowie, 21 czerwca 2022 r.

 

18 grudnia

Bez ofiar nie ma postępu duchowego. Skargi Jezusa na ludzi pobożnych


Z dziennika duchowego Płomienia Miłości Elżbiety Kindelmann


8 listopada 1964


Przez kilka dni Pan Jezus rozmawiał ze mną o pobożności, a raczej skarżył się:


– Wysłuchaj Mnie i nie dziw się, że skarżę się również na pobożne dusze! Niestety mam ku temu poważny powód. I za nie powinnaś wynagradzać, ponieważ ludzie pobożni, którzy nie składają ofiar, wywołują jeszcze większy ból w moim Sercu. Jak bardzo się martwię, patrząc na rzeszę wierzących, którzy wprawdzie prowadzą cnotliwe życie, ale nie pozwala im ono zdobyć wielu zasług na życie wieczne. Iluż jest pośród nich takich, którzy nie zbliżają się do Mnie, tak jakby się Mnie bali. Nawet za swoje grzechy nie żałują z miłości. Zapisz, proszę, moje słowa, moją prośbę skierowaną do obojętnych dusz, by wiedziały, że bez ofiar nie ma postępu duchowego. Myli się ten, kto sądzi, że zadawalam się pobożnością, która jest jak drzewo niewydające owoców. Powiem ci jeszcze jedno, Elżbieto: tacy pobożni ludzie w ogóle nie myślą o tym, jak otępiała i zszarzała jest ich dusza, a przecież światło łaski może przenikać i rozświetlać tylko duszę płonącą z miłości, na tyle, na ile otwiera się ona na działanie łaski. Nie dziw się, że przemawiam do ciebie tak surowym tonem. Bierze się on z mojej miłości. Pragnę, byście wzięli sobie moje słowa do serca i padli przede Mną na kolana do wynagradzającej adoracji w prawdziwym duchu pokuty. Pobożne dusze mają to do siebie, że gdy odprawią przepisane modlitwy, uważają, że już dały Bogu to, co Mu się należy. Ach, głupcy, gdybyście poczuli niezmierzony ból mojego Boskiego Serca spowodowany waszą pobożną obojętnością! Ja jestem Ofiarą, a mojego dzieła odkupienia dokonałem nie dzięki pobożności, lecz mocą tego, że niestrudzenie brałem na siebie liczne ofiary. Pokuta, pokuta i jeszcze raz pokuta! Tego od was oczekuję. Wołanie ducha pokuty dotrze przed tron Ojca w niebie i jest to wołanie, które powstrzyma Jego karzącą Rękę.


10 listopada 1964


Pan Jezus dalej skarżył się na ludzi religijnych:


– Widzę, że nie pamiętasz, iż te słowa rozbrzmiały już wtedy, gdy wziąłem na swoje ramiona ciężki krzyż, a pobożne niewiasty płakały nade Mną, a nie nad swoimi grzechami. Jeszcze raz proszę was, pobożne dusze: Pokuta, pokuta i jeszcze raz pokuta!


Źródło: „Płomień Miłości Niepokalanego Serca Maryi”, Elżbieta Kindelmann, wyd. Esprit. Nihil obstat: Kuria Metropolitalna w Krakowie, 21 czerwca 2022 r.

 

15 grudnia

Żyjemy dziś w duchowej Hiroszimie, ale Różaniec jest silniejszy niż bomba atomowa


Gdy podczas II wojny światowej na dwa japońskie miasta spadały bomby atomowe, zdarzyło się coś nadzwyczajnego. W Hiroszimie mała wspólnota jezuitów miała siedzibę niedaleko centrum wybuchu. Właśnie kończyli odprawiać Mszę. Choć w promieniu dwóch kilometrów setki tysięcy ludzi zginęło, oni wyszli bez szwanku. Sąsiednie budynki legły w gruzach, ich pozostał nietknięty. Zdaniem eksperta, doktora Stephena Rineharta, temperatura w rejonie eksplozji wzrosła do 20.000 ‒ 30.000 st. C, zaś fala uderzeniowa, pędząca z prędkością dźwięku, miała (1 kilometr od ośrodka wybuchu) ciśnienie przekraczające 43 atmosfery. Człowiek przeżyje w temperaturze 177 st. C i przy ciśnieniu 2,17 atmosfery. Śmierć natychmiastową poniosła większość osób, znajdujących się dziesięć razy dalej od miejsca upadku bomby niż księża; nieliczni pozostali zmarli wkrótce wskutek napromieniowania. Ośmiu zakonników przeżyło; potem byli badani przez dwustu lekarzy i naukowców. Trzydzieści trzy lata później ocalały jezuita ojciec Hubrt Schiffer wyjaśnił, że ich dom różnił się od sąsiednich tylko pod jednym względem: „wierzymy, że przetrwaliśmy dzięki życiu orędziem fatimskim [...]. W tym domu codziennie odmawiano wspólnie Różaniec święty”. Niegdyś ośmioro ludzi uszło cało z Potopu w arce Noego, teraz przetrwali detonację bomby atomowej w „arce” Maryi, chroniąc się Różańcem. Popularny autor katolicki, dr Peter Kreeft, napisał niedawno: „Żyjemy w duchowej Hiroszimie”; nadto wskazał, że piętnowana przez Jana Pawła II cywilizacja śmierci szybko przeradza się w cywilizację mordu. Musimy uciec się pod obronę świętej Bożej Rodzicielki i skłonić do tego innych, póki nie jest za późno.


Podobnie w powstałym dziesięć lat przed wojną staraniem świętego Maksymiliana Kolbego klasztorze, zwanym Miastem Niepokalanej albo Marytown w Nagasaki, inna grupa duchownych nie ucierpiała w czasie wybuchu jądrowego. Komunikat z nieba jest jasny: gdy otwieramy serce na Maryję, Ona jest zdolna przez Różaniec nam pomóc, ocalić nas przed grożącymi codziennie, szczególnie w dzisiejszym świecie, bombami i eksplozjami. TY musisz żyć orędziem fatimskim i głosić tę dobrą nowinę dla ocalenia bliźnich, żyjących na współczesnej pustyni duchowej, pełnej zwłok i wyschłych kości; odmawiaj Różaniec każdego dnia!


Źródło: „Tajemnice, napomnienia i triumf Dwóch Serc ‒ Jezusa i Maryi”, Kelly Bowring

 
14 grudnia

Serce Jezusa mówi do twojego serca


«Jeśli powiem: „Niech mnie przynajmniej ciemności okryją i noc mnie otoczy jak światło”, nawet ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje, <mrok jest dla Ciebie jak światło>» (Ps 139, 11-12)


Moje dziecko, podążaj w górę drogą wiary, która każe polegać na moim słowie. Ono oświetli twoje kroki. Nie skupiaj się nadto na tym, co czujesz. Po prostu kochaj Mnie i idź za Mną, prowadzony przez Ducha Prawdy. Wszystkie zamiary, decyzje i czyny podporządkuj woli mego Serca. Ona jest mądrością wobec ciebie. Jest błogosławieństwem. Rozpoznajesz ją, gdy poznajesz Mnie, obecnego w słowie; trwasz w modlitwie i szczerze pytasz Mnie, jak postąpić, oczekując odpowiedzi.


Idź przez mrok wiary w stronę światła, którym jestem, pełniąc dobre czyny przygotowane dla ciebie przez Ojca. Wpatrzony w Jezusa, wiernie idź za Nim – każdego dnia, w każdej chwili.


Źródło: „Serce Jezusa mówi do twojego serca”, s. Bożena Maria Hanusiak, wyd. Esprit

 

12 grudnia

Trzy odnowy świata i era Ducha w Woli Bożej


W XX wieku sługa Boża Luiza Piccarreta usłyszała od Pana o trzech odnowach: „Co dwa tysiące lat odnawiam świat. Po raz pierwszy dokonałem tego potopem; po raz drugi moim zstąpieniem na ziemię [...]. Niebawem upłyną dwa tysiące lat po raz trzeci i będzie trzecia odnowa. Dlatego panuje tak wielkie zamieszanie: to nic innego jak przygotowanie kolejnego renesansu [...] teraz, w trzeciej odnowie, po oczyszczeniu ziemi i po odejściu większej części obecnej generacji, będę nawet bardziej szczodry wobec stworzeń [...] i oczekuję, że stworzenie będzie żyć według mojej woli i zgodnie z moim życzeniem naśladować Mnie [...]. Chcę mieć armię dusz (nie uległych i poddanych, lecz) żyjących według mojej woli, by odnowić w nich stworzenie, a wszystko będzie wspaniałe i zachwycające, jakie niegdyś wyszło z moich rąk”.


Odnowa naszych czasów nastąpi, gdy armia dusz się zaofiaruje, aby żyć według woli Bożej. Przez Luizę Piccarretę Pan Bóg przepowiedział, że w czasach ostatnich „Kościół będzie odnowiony, a oblicze ziemi przemienione” dzięki powszechnemu zdaniu się na Jego wolę.


Toteż każdy z nas powinien powtarzać za święta Różą Venerini, zawsze starającą się spełniać wolę Najwyższego: „Czuję się tak związana wolą Bożą, że ani śmierć, ani życie nie jest ważne. Chcę żyć, jak On sobie życzy, i służyć, jak Jemu się podoba, nic więcej”, Realizując tę wielką, oczekiwaną odnowę stworzenia w ludzie Bożym, Wszechmocny poprowadzi swych wiernych do życia według woli Bożej (Fiat). O erze Ducha czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „Dopiero jednak w «czasach ostatecznych», zapoczątkowanych odkupieńczym Wcieleniem Syna, zostaje On objawiony i udzielony, uznany i przyjęty jako Osoba. Wtedy Boski zamysł, zrealizowany w Chrystusie, «Pierworodnym» i Głowie nowego stworzenia, będzie mógł urzeczywistnić się w ludzkości przez wylanie Ducha Świętego”!. Rozmyślając o tym etapie dziejów, Joseph lannuzzi zauważa: „Jeśli ostateczny koniec ma być poprzedzony dłuższym czy krótszym okresem tryumfu świętości, stanie się tak nie na skutek objawienia się Chrystusa w majestacie, lecz dzięki mocy uświęcającej Ducha Świętego oraz sakramentów Kościoła".


Źródło: „Tajemnice, napomnienia i triumf Dwóch Serc ‒ Jezusa i Maryi”, Kelly Bowring. IMPRIMATUR: Ricardo J. Kardynał Vidal, Arcybiskup Cebu. NIHIL OBSTAT: Przełożony Wyższy Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów, L. dz. 274/12 z dnia 20 listopada 2012. O. Józef Matras SP, Prowincjał

 

11 grudnia

O granicach posłuszeństwa w Kościele na przykładzie akceptowanej przez Kościół praktyki udzielania komunii na rękę


Ks. Piotr Glas: Kluczowe wydaje się dokładne określenie granicy posłuszeństwa. Trzeba pamiętać, że posłuszeństwo w Kościele ma szczególny charakter. Kościół nie jest organizacją totalitarną i sam biskup również musi działać w zgodzie z pewnymi zasadami, obowiązującymi przecież także jego. Ksiądz Oko na przykład wskazuje (zobacz: "Nie ma bezwzględnego posłuszeństwa w Kościele – ks. Dariusz Oko"), że wiele zależy od wagi problemu. Jeśli nie jest on poważny, nie ma sensu kruszyć kopii, natomiast jeśli sprawa jest fundamentalna z punktu widzenia zbawienia i jesteśmy przekonani, że przełożony błądzi, powinniśmy mu to jasno powiedzieć. Jego też obowiązują zasady moralne, prawo naturalne. Krótko mówiąc: biskup nie może zmusić księdza do popełnienia grzechu. Ostateczną instancją będzie tutaj sumienie. Dobrze pisze o tym kard. Gerhard Müller, były szef Kongregacji Nauki Wiary: „Oczywiste jest, że ani papież, ani biskup nie mogą od nikogo żądać, by nauczał lub działał w sprzeczności z naturalnym prawem moralnym. Żaden człowiek nie może być zmuszany do postępowania wbrew własnemu sumieniu, nawet gdyby było to sumienie błędne”. Podkreślmy to: władza biskupa ma jasno określone granice; nie może on zmusić księdza do postępowania wbrew sumieniu, nawet gdyby ocena tego sumienia była błędna. Tutaj można przytoczyć chociażby przykład dotyczący sposobu udzielania Komunii Świętej. Niektórzy kapłani odmawiali akceptowanej przez Kościół praktyki udzielania komunii na rękę, dlatego że uważali ją za niewłaściwą, uchybiającą czci dla Pana Jezusa. Jeśli kierować się tym, co napisał kard. Müller, biskup nie ma prawa w takiej sytuacji zmuszać księdza do innego zachowania, bo kapłan powołuje się na swoje sumienie w kwestii, która dotyczy ważnego aspektu jego odpowiedzialności: obrony czci dla Najświętszego Sakramentu.



Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit

 

9 grudnia

O braku jedności pomiędzy kapłanami


Trzeci znak nadchodzącego oczyszczenia to rozłam w Kościele. Maryja zapowiada, że biskup wystąpi przeciwko biskupowi, a kardynał przeciwko kardynałowi. To, co słyszy ks. Gobbi, przypomina orędzie z Akity, o którym już wcześniej mówiliśmy.


Ks. Piotr Glas: Tak, ale mówiąc o rozłamie, Maryja wyraźnie wskazuje winowajcę. Mówi do ks. Gobbiego, że dzieje się tak, ponieważ szatan zdołał wtargnąć między duchownych, „rozdzierając drogocenną więź ich wzajemnej miłości”. „Obecnie […] mój przeciwnik – notuje słowa Maryi ks. Gobbi – zdołał swoimi oparami zaciemnić również światło […] Boskiego przywileju [jedności wewnętrznej]”. Tu chodzi zatem nie o jakąś wzajemną antypatię pomiędzy kapłanami, lecz o konkretny plan szatana, skierowany przeciwko samej modlitwie Chrystusa: „Aby byli jedno”, a którego ostatecznym celem jest oczywiście zniszczenie Kościoła. Ten odrażający diabelski swąd, którego widocznym efektem są właśnie głębokie podziały w Kościele, jest przemyślnym, piekielnym zamiarem wymierzonym przeciwko chrześcijaństwu. I trzeba przyznać, że ten plan się, niestety, udaje. Nie ma dzisiaj dużego poczucia wspólnoty pośród kapłanów. Może jest koleżeństwo, czasem spędzanie razem wolnego czasu w bliższym gronie, ale to nie znaczy, że wspieramy się i umacniamy duchowo. Sami ludzie nie pomagają i dzielą nas jeszcze na tych od tradsów, od neonów czy charyzmatycznych duchaczy. Jedni z nas są prawowierni, inni posoborowi heretycy. Czy tego właśnie chce Duch Święty? Nie! Ale szatan tak. Dziel i rządź, jak tylko się da. A w kapłaństwie, być może jak nigdzie indziej w Kościele, jedność jest bardzo ważna. Pod żadnym pozorem nie możemy też wpaść w pułapkę myślenia: byle się jakoś okopać i przetrwać ten trudny czas. W czasach, kiedy przeciwnik odbija nam coraz więcej terytorium, taka taktyka wydaje się śmiertelnie niebezpieczna.


Ksiądz bardzo odczuwa ten brak jedności?


Ks. P. G.: Bardzo. To pogłębia i tak oczywiste, a zarazem bardzo niebezpieczne dla kapłańskiego życia poczucie osamotnienia. U niektórych z nas, oczywiście w uproszczeniu często dominuje myślenie, jak wpasować się w obecny system i przetrwać. Ci z kolei, którzy chcą zrobić coś więcej, a jest ich naprawdę wielu, jeżeli nie są duchowo ugruntowani w wierze, szybko się mogą zniechęcić pod wpływem działań nieprzychylnych ludzi, przełożonych czy nawet zwykłej zazdrości kapłańskiej. Dlatego tak ważna jest modlitwa za kapłanów, może tych najbliższych, z parafii, bo nigdy nie będziemy wiedzieli, co tak naprawdę dzieje się w ich sercach i duszach oraz jak wygląda rzeczywistość za często zamkniętymi drzwiami plebanii. Musimy być świadomi tego, o czym Maryja mówi ks. Gobbiemu: tu nie chodzi o czyjeś zwykłe lenistwo, brak motywacji do gorliwej pracy czy pospolitą uległość; to silny diabelski atak na Kościół, w którym Zły zaciemnia Boże światło przyświecające kapłanom. Pamiętajmy powiedzenie, że jeden upadły kapłan poprowadzi tysiące wiernych za sobą. Zdobycie choćby jednej duszy kapłańskiej przez szatana jest jego największym triumfem. Judasz wyszedł z Wieczernika, zanim zdradził Jezusa, a była noc, jak mówi Pismo. Teraz też trwa noc i to noc wielkich bluźnierstw i zwiedzenia. Czuwajmy więc, abyśmy nie ulegli pokusie.



Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit

 

8 grudnia

Drzwi do Nieba


Zdjęcie wykonane 20 lat temu w Medjugorie przez ks. Piotra Glasa. Nazwał je pięknie: „Drzwi do Nieba”. Dostałam je dzisiaj i zachwyciło mnie…


Naturalne myśli, które się nasuwają przy podobnych zdjęciach to: czym jest to światło (ukazało się ono dopiero na wywołanym zdjęciu) ‒ znakiem z Nieba czy przypadkowym odbiciem światła? Ale myślę sobie, że takie pytania nie do końca są zasadne, bo po pierwsze, nie możemy tego rozstrzygnąć ‒ będą tacy, którzy zobaczą tu nadprzyrodzone zjawisko, a będą i tacy, którzy to wyśmieją, ‒ a po drugie, nawet poznanie odpowiedzi (często z ciekawości tylko) nie koniecznie da nam to, o co chodzi Panu Bogu. Da nam pewną wiedzę, ale czy przybliży nas do Niego? A wszelkie cuda są po to właśnie, aby zbliżały nas do Boga.


Myślę sobie, że w wielu przypadkach, Pan Bóg daje nam takie właśnie znaki ‒ nieoczywiste i niejednoznaczne, pozostawiające pewną sferę niedopowiedzenia, które możemy zrozumieć tylko na gruncie wiary i otwartości serca. Znaki, które ‒ żeby je przyjąć ‒ wymagają ufności i współpracy z Bożą łaską. Nawet wielcy mistycy, którzy zapisywali słowa Pana Jezusa czy Matki Bożej, często miewali wątpliwości, czy głos, który słyszą, jest na pewno Bożym głosem, czy może wytworem ich wyobraźni. Nie był to najczęściej fizyczny głos, jaki dociera do nas poprzez zmysły, ale głos bardzo cichy, czasem jakby niewyraźny, rodzący się w głębi duszy i najczęściej trudno przekazywalny ludzkimi słowami. A słyszały je tylko dusze pokorne, małe i ubogie w duchu, które nie lekceważyły natchnień.


Myślę, że podobnie jest z tym zdjęciem. Jeśli jego Autor zobaczył na nim „drzwi do Nieba”, to z całą pewnością Pan Bóg chciał, aby je zobaczył i coś mu przez tę sytuację powiedział, i również może tym, którzy zdjęcie zobaczą, bez względu na to, jak ono powstało. Przypominają mi się tu słowa Matki Bożej, które skierowała do siostry Marianny od Jezusa, wizjonerki z Quito: „Prosta, pokorna wiara w to, że naprawdę objawiłam się tobie, kochane dziecko, dana będzie duszom pokornym i gorliwym, uległym wobec natchnień łaski; Ojciec nasz w niebie powierza bowiem swe sekrety ludziom cechującym się prostotą serca, nie zaś zarażonym pychą, chlubiącym się wiedzą, której nie posiadają, czy zadowolonym z siebie pustym głowom”.

 

7 grudnia

Rodzice, wasza praca nie jest mniej ważna niż posługa kapłanów


Z dziennika duchowego Płomienia Miłości Elżbiety Kindelmann


29 lutego 1964


(…) Proszę cię, zapisz jeszcze raz to, co ci powiedziałem w zeszłym roku, treść mojej nauki zgodnej z nauką Ojca Świętego. Nie rozważaliśmy jej jeszcze, choć jest bardzo ważna. Jeżeli już jej nie pamiętasz, powtórzę ci ją.


Słowa, o których zanotowanie poprosił mnie Pan Jezus, podyktował Mi po raz pierwszy 29 maja 1963 roku. Wtedy odłożyłam moje zapiski, nie zastanawiając się nad nimi. Nie odważyłam się przeczytać słów Pana ponownie, bo odczuwałam w duszy wielkie wątpliwości. Dziś Jezus polecił mi je zapisać jeszcze raz, oznajmiając:


– Potrzebuję was wszystkich do mojego dzieła odkupienia!


Słuchałam Jego słów, choć z najwyższym trudem układałam je w zdania. Wątpliwości niemal mnie sparaliżowały, gdy Zbawiciel porównał moją pracę do posługi Ojca Świętego. Pan Jezus mówił łagodnie:


– Ty i wszystkie matki, które postępujecie zgodnie z pragnieniem mojego Serca, wiedzcie, że wasza praca nie jest mniej ważna niż posługa kapłanów wyniesionych do najwyższej nawet godności! Rodzice i matki, zrozumiejcie to wzniosłe powołanie, które wam dałem! Jesteście powołani do tego, by zaludniać moje królestwo. Z waszego serca, z waszego łona bierze początek każdy krok mojego świętego Kościoła. Moje królestwo rośnie o tyle, o ile wy, matki, dbacie o stwarzane dusze. Przypada wam największe, najbardziej odpowiedzialne zadanie. W wasze ręce składam dzieło, które ma doprowadzić wiele dusz do zbawienia.


1 marca 1964 – niedziela


Podczas Mszy Świętej Pan skierował moje myśli ku swoimi słowom wypowiedzianym do mnie w zeszłym roku. Pośród wielkiej ciszy, która wypełniła moją duszę, Jezus przemawiał do mnie łagodnie i wzruszająco:


– Na pełnienie tej odpowiedzialnej posługi w szczególny sposób wam błogosławię. Postaraj się, by za pośrednictwem twojego kierownika duchowego moja prośba dotarła do Ojca Świętego, przez którego pragnę udzielić błogosławieństwa połączonego z wielkimi łaskami. Mojego błogosławieństwa udzielam tym rodzicom, którzy przyjąwszy moją Boską wolę, współuczestniczą w moim stwórczym dziele. To błogosławieństwo jest niepowtarzalne i może spłynąć tylko na rodziców. Przy narodzeniu każdego dziecka wyleję na ich rodziny nadzwyczajne łaski.


Pan Jezus poprosił mnie, bym zapisała te słowa – podobnie jak inne Jego ważne orędzia – czerwonym tuszem.


Kiedy to powiedział, moją duszę opuściły dręczące wątpliwości, za to wypełnił ją strumień nadzwyczajnych łask.


– O mój Jezu, jakże niewypowiedziana jest Twoja dobroć i Twoje miłosierdzie! – wykrzyknęłam. Wtedy Pan wylał na moją duszę – jako duszę matki – te łaski, którymi pragnie odtąd obdarzać matki wychowujące swoje dzieci zgodnie z Jego wolą i upodobaniem. Zrozumiałam wprawdzie słowa, które potem jeszcze wypowiedział, ale nie potrafię ich zapisać.



Źródło: „Płomień Miłości Niepokalanego Serca Maryi”, Elżbieta Kindelmann, wyd. Esprit. Nihil obstat: Kuria Metropolitalna w Krakowie, 21 czerwca 2022 r.

 

2 grudnia

Głos ks. Piotra Glasa wobec ataków na Medjugorie

Ks. Piotr Glas: Niezaprzeczalnym faktem jest, że w Medjugorje dokonują się autentyczne wewnętrzne przemiany, trwałe i głębokie nawrócenia. Tysiące ludzi otrzymały tam powołania kapłańskie czy zakonne, a wielu kapłanów swoje powołanie uratowało. Nic więc dziwnego, że Medjugorje zawsze było celem bardzo ostrych i zaciekłych ataków. Ostatnio te ataki szczególnie się wzmogły. Osobiście nie podchodzę do Medjugorje emocjonalnie i nie przesądzam w żaden sposób o autentyczności tamtejszych objawień. Jednak bardzo dziwię się tym – jak siebie sami określają – „prawowitym” katolikom, którzy ostatnio, a zwłaszcza, dziwnym trafem, po niedawnej tragedii pielgrzymów z Polski, użyli wszelkich możliwych argumentów, aby z impetem uderzyć w Medjugorje, wydając o nim autorytatywne wyroki. Bo jak można z takim cynizmem i butą, powołując się na autorytet Kościoła i jego dar rozeznania, wydać prawie skazujący wyrok na Medjugorje, jeśli sam Kościół do tej pory się w tej sprawie definitywnie nie wypowiedział. W tak bardzo ważnej kwestii Kościół musi czekać, jak to robił wcześniej w podobnych przypadkach. Przeciętny okres oczekiwania na zatwierdzenie objawień, oczywiście po ich oficjalnym zakończeniu, wynosi pięćdziesiąt jeden lat i dziewięć miesięcy. Mówi się, że objawienia w Medjugorje trwają za długo, a przecież w Laus trwały pięćdziesiąt cztery lata. Bardzo bolą argumenty takie jak ten, że jeden z niegdyś ważnych medjugorskich franciszkanów, o. Vlasic, odszedł z kapłaństwa. Jak można osądzać miejsce na podstawie osobistej tragedii człowieka (…)


Wracając do sprawy Medjugorje: nie miałbym tyle zuchwałości, aby publicznie nazwać to, co się tam dzieje, zjawą. Zjawy są zawsze demoniczne i tylko człowiek wielkiej pychy i zadufany w sobie może – prawie z siłą papieskiego autorytetu – określić w ten sposób fenomen tego miejsca. Nie potrafię również zrozumieć, dlaczego niektórzy tak łatwo skreślają Medjugorje, twierdząc, że to, co się tam dzieje, na pewno jest szatańskim działaniem. Jak wiemy, żaden katolik nie jest zobowiązany wierzyć w objawienia prywatne. Nie trzeba uznawać ani Fatimy, ani La Salette, ani Lourdes, ani Gietrzwałdu i wielu innych. Są nawet sanktuaria w Polsce, które nigdy oficjalnie nie były uznane za miejsca objawień Maryi – na przykład Licheń – a jednak nikomu nie przeszkadza, że szczególnie czci się tam Maryję; wprost przeciwnie. Dlaczego więc mielibyśmy je potępiać czy oczerniać. Jeżeli Kościół postanowi, że Medjugorje jest demoniczne, to na pewno tam więcej nie pojadę. Będę posłuszny i cierpliwie poczekam. Czy Kościół może się pomylić w swojej ocenie? W 1959 roku kult Bożego miłosierdzia został całkowicie zakazany przez Watykan i spotkał się ze stanowczym sprzeciwem ówczesnego Episkopatu Polski. Uznano te objawienia za fałszywe, a dzienniczek s. Faustyny i obrazy Jezusa Miłosiernego miały być ukryte i zapomniane. Czy ktoś wówczas miał czelność nazwać to „zjawą Faustyny”? Gdyby nie ks. Wojtyła, późniejszy papież, nie byłoby dzisiaj na pewno św. Faustyny i nabożeństwa do Bożego miłosierdzia. Bóg poradził sobie z błędnym ludzkim myśleniem. Ktoś zapyta: „Czyżby w tamtym czasie zabrakło Kościołowi asystencji Ducha Świętego?”. Myślę, że podobnie może być i z Medjugorje – mocno wierzę, że Bóg sobie poradzi, niezależnie od ludzkich błędów, fałszywych osądów i niechęci.


Widzę w Medjugorje miejsce niezwykłe duchowo, gdzie tysiące pokiereszowanych i zagubionych ludzi znajdują Boga na nowo. Jeżeli rzeczywiście, jak niektórzy twierdzą z zadziwiającą pewnością, Bóg pozwolił działać szatanowi w Medjugorje poprzez Eucharystię, sakrament spowiedzi, modlitwę różańcową i post, to albo szatan już naprawdę się nawrócił, albo, o zgrozo, Bóg drwi sobie od czterdziestu jeden lat z milionów swoich dzieci, które Go całym sercem szukają i proszą o pomoc w tych trudnych czasach. Posiadam materiały, które mogą być mocnymi argumentami w polemice ze śmiesznymi zarzutami, stanowczo potępiającymi Medjugorje, ale to nie jest miejsce na taką dyskusję. Jezus sam podał jedno z najważniejszych kryteriów rozeznania prawdy, mówiąc: „Po owocach ich poznacie”. Czy owocami tego miejsca są liczne bulwersujące skandale seksualne, kwitnący homoseksualizm, jawny lub ukryty, zakłamanie i podwójne życie, zachłanność na dobra materialne, załatwianie sobie zaszczytów i stanowisk, kłamstwa i oszczerstwa, wszechobecne bluźnierstwa Bogu? Chyba nie! Oczywiście, gdzie jest drzewo owocowe, tam są też robaki; gdzie jest świętość, tam jest też obecny szatan. Kiedyś miał on powiedzieć do jednej z widzących, że choćby przyszło mu zwołać wszystkie demony z całego świata do Medjugorje, aby je zniszczyć, zrobi to. Jeżeli Medjugorje pochodzi od Boga, ostanie się, a jeżeli od człowieka, rozleci się w drobny pył. Osobiście nie mógłbym spać spokojnie, gdybym publicznie i autorytatywnym tonem powiedział do setek tysięcy ludzi, że w Medjugorje objawia się demoniczna zjawa, a wszystko, co tam się dzieje, jest szatańskim zwiedzeniem. Oficjalnie Medjugorje jest uznane przez Kościół jako miejsce modlitwy i pokuty oraz konfesjonał świata. Mówiąc żartobliwie: biedny jest ten diabeł „objawiający się” w Medjugorje, który sam strzela sobie w łeb.


Zapytam wprost: wierzy ksiądz w objawienia Maryi w tym miejscu?


Nie przesądzam niczego w sprawie objawień, ten temat bada Kościół. Wierzę natomiast, że jest to miejsce, w którym bardzo mocno działa Boża łaska, i to mi wystarcza. Tyle milionów modlitw, tyle wylanych łez i potu na pokutnych ścieżkach – to na pewno nie zostanie niezauważone przez niebo. A po ludzku sądząc, nie jest możliwe, by w takiej nic nieznaczącej, biednej jugosłowiańskiej wiosce, grupa ludzi udawała objawienia przez czterdzieści jeden lat, okłamując cały świat. Kłamstwo wyszłoby na jaw po paru latach. Ufam, że Bóg by na nie pozwolił. Przed wieloma latami musiało tam dojść do czegoś niezwykłego, skoro dzisiaj jest to jeden z najważniejszych celów pielgrzymkowych świata. Sądzę, że Pan Bóg wybrał sobie tę wioskę, aby dać nam w tych burzliwych czasach miejsce nadziei i duchowej odnowy. Wielu ludziom, także dużej liczbie kapłanów, z którymi tam rozmawiałem, czas spędzony w Medjugorje pozwolił odnaleźć światło pośród mroku, radość powołania i posługi kapłańskiej; umocnił, a nawet uratował małżeństwa; innymi słowy – dał łaskę całkowitej przemiany na lepsze. To zresztą jest też moje osobiste doświadczenie, bo gdyby nie czas spędzony w Medjugorje, jak wierzę z Maryją, moje życie jako kapłana wyglądałoby zupełnie inaczej. (…)



Źródło: "Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt", ks. Piotr Glas w rozmowie z Krzysztofem Gędłkiem, wyd. Esprit

 

Fot. VICONA

24-Godziny-Męki-Pańskiej-za-Polskę-_baner.jpg
bottom of page